Amerykańskie miasteczko, spokojne i senne…

Recenzja książki Sklepik z marzeniami
Co zrobiłbyś, aby pozbyć się nieznośnego bólu czy kłopotów spowodowanych zaciągniętymi długami i defraudacją? Na co byłbyś gotowy, aby zdobyć upragnioną rzecz, która przywołuje chwile beztroskiego dzieciństwa lub młodości, najlepsze lata Twojego życia? Co zrobiłabyś dla ziszczenia snów o miłości z Elvisem Presleyem? W książce Stephena Kinga „Sklepik z marzeniami” ceną za spełnione marzenia nie jest tylko nieszczęście innych, ale wręcz wywołanie lokalnej orgii nienawiści i przemocy, w której pogrąża się małe miasteczko gdzieś w Stanach Zjednoczonych.

Castle Rock – bo o nim mowa – sprawia wrażenie spokojnego i sennego. Uwagę mieszkańców przykuwa informacja o otwarciu nowego sklepu. Jak się okazuje, oferowany przez właściciela towar jest specyficzny, jedyny w swoim rodzaju. Leland Gaunt sprzedaje bowiem przedmioty, które służą spełnianiu indywidualnych marzeń i tak naprawdę nie zależy mu na pieniądzach. Kupujący uiszcza jakąś mało znaczącą kwotę, ale właściwa zapłata ma inną postać – należy spłatać figla innemu mieszkańcowi Castle Rock. Tylko na pierwszy rzut oka psikusy wydają się niewinne, a wkrótce w grę zostaje wciągnięta niemal cała społeczność.

Gaunt to podżegacz, wielki manipulator, wykorzystujący istniejące już antypatie, konflikty personalne oraz zbiorowe (baptyści kontra katolicy), aby uzyskać w końcu efekt chaosu i wielkiego wybuchu najgorszych ludzkich zachowań. Demoniczny sklepikarz czerpie satysfakcję z wydobywania i potęgowania tkwiących w każdym człowieku złych emocji. Przychodzi mu to tym łatwiej, że doskonale zna przeszłość, charakter, pragnienia oraz słabości wszystkich obywateli miasteczka. W przypadku niektórych klientów Gaunt wykorzystuje ich słabe punkty w postaci chorób ciała (cierpiąca na artretyzm Polly) lub umysłu (paranoiczny przewodniczący rady miejskiej, pełna lęków Nettie). Ta niczym nieograniczona wiedza, w połączeniu z nadnaturalnymi umiejętnościami oddziaływania na ludzi, daje mu olbrzymią władzę oraz możliwość rozpętania małego Armagedonu. I tylko w krótkich przypływach trzeźwości umysłu co bardziej prawi obywatele zdają sobie sprawę, jak niemoralnych dopuścili się czynów.

Oczy sklepikarza są hipnotyczne, choć ciężko powiedzieć, jaki mają naprawdę kolor. Uśmiech – czarujący, mowa – gładka. Tylko Gauntowy dotyk wywołuje u wszystkich klientów momentalne uczucie obrzydzenia. Wszystkie sprzedane dobra otacza ułuda i dopiero, gdy dochodzi do kolejnych tragedii, schwarccharakter wykłada na ladę swój prawdziwy towar. Kim jest tajemniczy pan Gaunt? Jaki jest jego ostateczny cel? Czy znajdzie się ktoś, kto będzie w stanie go powstrzymać?
King po raz n-ty nakreślił obraz amerykańskiej prowincji i zrobił to w sposób mistrzowski. Mieszkańcy Castle Rock są jak żywi; każdy z pierwszoplanowych bohaterów ma swoją osobowość, historię, każdy boryka się z jakimiś problemami. Co ważniejsze, pisarz świetnie przedstawił relacje międzyludzkie – partnerskie, małżeńskie, sąsiedzkie. I tak na przykład związek dwojga dojrzałych ludzi po przejściach pokazany został realnie i bez upiększeń, a w pewnym małżeństwie kłótliwej, agresywnej kobiecie mąż dosypuje do napojów środki uspokajające.

Różnorodność i barwność postaci oraz ich wzajemne powiązania to wielka zaleta „Sklepiku z marzeniami”. Nie pierwsza to książka, w której autor pod płaszczykiem fantastyki ukazał prawdy o naszej naturze i ułomności. Jak widać naprawdę niewiele trzeba, żeby poróżnić ludzi, a wśród skłóconych wystarczy mała iskra, aby wściekłość i chęć zemsty wzięły górę nad rozumem. Kiedy lawina agresji ruszy na dobre, ciężko ją powstrzymać w jakikolwiek sposób.

Powieść należy do obszernych, a akcja rozkręca się powoli (co służy odpowiedniemu przedstawieniu dramatis personae), by później nabrać szalonego tempa. Końcówka ma coś z bajki mocno zabarwionej horrorem, jest dosłowna i na tle reszty tekstu wypada średnio. Pomimo zakończenia postać pana Gaunta należałoby potraktować metaforycznie. Warto spojrzeć na nią przez pryzmat toczących się na świecie wojen oraz faktu, że – jak śpiewał pewien polski rastaman – największe zyski pochodzą z handlu bronią (zapewne również z narkotyków). Książka wzbogaca się wtedy o dodatkowe znaczenia.
„Sklepik z marzeniami”, jako wartościową lekturę, śmiało polecam wszystkim czytelnikom, nie tylko fantastom.

Zapraszam także na blog: http://jareckr.blox.pl/html
Dodał:
Dodano: 15 VII 2011 (ponad 13 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 445
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: Jarek
Wiek: 46 lat
Z nami od: 14 VII 2010

Recenzowana książka

Sklepik z marzeniami



Tytuł oryginalny: Needful Things Tłumaczenie: Krzysztof Sokołowski rok wydania oryginału: 1991 rok wydania polskiego: 1996 stron: 672 Tajemniczy przybysz z Europy, Leland Gaunt otwiera w Castle Rock sklep, w którym można kupić "wszystko, o czym zamarzysz". Ceną za zrealizowanie marzenia nie są jednak pieniądze, lecz spłatanie współobywatelowi pozornie niewinnego figla. W rzeczywistości, spełn...

Ocena czytelników: 5.01 (głosów: 81)
Autor recenzji ocenił książkę na: 5.5