Próbowaliście sobie kiedyś wyobrazić sytuację, że nagle los zrzuca na Was tragiczną wiadomość: był wypadek i utraciliście w nim bliskich? Lepiej o tym nie myśleć. Czasami w naszych snach pojawiają się czarne wizje, złe obrazy, wydarzenia, które wywołują w nas smutek, złość i lęk o przyszłość naszej rodziny. Czasami to sekundy decydują o tym, że udaje nam się wyjść cało z jakiegoś wypadku. Ileż razy w swoim życiu słyszałam czy czytałam o ludziach, którzy nie zdążyli na samolot, pociąg czy autobus i dzięki temu uniknęli spotkania ze śmiercią? Jak duże szczęście potem nas ogarnia? Jednak czy każdego? Przecież czasami zdarza się uratować pojedyncze osoby... Jak one sobie z tym radzą? Dowiedziałam się tego, na podstawie opowieści o Kacey, bohaterce książki "Dziesięć płytkich oddechów". Chociaż już chyba wszyscy poznali tę opowieść, ja dopiero teraz poczułam na nią ochotę i dzięki Filii, urzeczywistniłam ją.
Piętnastoletnia Livie i dwudziestoletnia Kacey są siostrami. Uciekły z domu wujostwa w Michigan, ponieważ wuj Raymond chciał zgwałcić Livie. Zabierając oszczędności, starsza z sióstr decyduje się na wyjazd do Miami i wynajęcie pokoiku. Musi pójść do pracy i zapewnić Livie godne życie oraz możliwość kontynuowania nauki w szkole. Dziewczyny mają tylko siebie, ponieważ kilka lat wcześniej straciły rodziców. Początkowo czytelnik ma możliwość poznania jedynie problemów, z jakimi zmaga się Kacey. Chodzi na siłownię, by wyładować swój gniew na worku z piaskiem. Nie radzi sobie psychicznie z siedzącymi w jej głowie traumatycznymi przeżyciami, nie pozwala nikomu dotknąć swojej dłoni, tylko siostrze. To Livie przytulą ją w nocy, kiedy miewa koszmary i traci oddech. To Livie stara się być łącznikiem ze światem i odskocznią od tragedii. Ale przecież to tylko piętnastolatka!
Dzięki Storm, mieszkance sąsiedniego pokoju, dziewczyny na nowo poznają co to uczucia, przyjaźń, sympatia do kobiety po przejściach i jej małej córeczki. Kacey dostaje pracę, potem zmienia ją na lepiej płatną, by móc odkładać na przyszłość dla siostry. Wciąż walczy ze swoją przeszłością, jednak nie jest łatwo przejść do porządku dziennego nad tym, że jakiś pijany kierowca spowodował wypadek, w którym zginęli jej rodzice, przyjaciółka i chłopak. Na szczęście Livie była wtedy chora i nie pojechała z nimi. Dzięki temu dziewczyna nie ma żadnych urazów fizycznych ani psychicznych.
A Kacey? Kacey wstydzi się swoich blizn, na jednej zrobiła nawet maskujący tatuaż. Gorzej jest z tym, co siedzi w jej głowie. Nie potrafi się otworzyć na innych ludzi, na uczucie. Wypiera to, co zaczyna czuć do chłopaka z pokoju 1D - Trenta Emersona. Jej ciało go pragnie, tylko ona blokuje tę chęć zbliżenia się kogoś. Nie chce nikomu zwierzyć się ze swojej tajemnicy, swojej trudnej przeszłości, swojej straty. Jednak nie tylko ona coś ukrywa. Storm również ma swoje sekrety, Trent także. Co ukrywa tak piękny i pociągający mężczyzna?
Autorka bardzo długo skrywa przed czytelnikiem prawdę i niektóre tajemnice. Razem z Kacey próbowałam wyprzeć ze świadomości wypadek i myśl, że słowa mamy o tytułowych dziesięciu płytkich oddechach, nie działają. Razem z Trentem próbowałam pomóc Kacey w leczeniu stresu pourazowego. Jednak pomiędzy tymi działaniami byłam przede wszystkim detektywem, próbowałam bowiem rozwikłać zagadkę niespodziewanych wyjazdów Trenta i odgadnąć jaką kryje tajemnicę. I wiecie co? Udało mi się! Zanim autorka wyjaśniła, kim jest tak naprawdę ten przystojniak i co skrywa, domyśliłam się tego wcześniej. Spodziewałam się tego całkiem szybko. Jednak jakości lektury to wcale nie umniejsza. Przecież bardzo długo nie wiedziałam czy mam rację. A nawet kiedy już wiele się wyjaśniło, płynęły mi łzy. Martwiłam się szansami związku Kacey i Trenta. Przecież tych dwoje tak do siebie ciągnęło, każdy dotyk jednej osoby wywoływał dreszcze w drugiej. I jeszcze ta mowa Trenta na pożegnanie...
Na rynku wydawniczym jest już druga część niniejszej książki ("Jedni małe kłamstwo") a za kilka dni zostanie wydana trzecia ("Cztery sekundy do stracenia").. Chętnie poznam dalsze losy bohaterów, ponieważ wzbudzili moją sympatię do nich. Ich charaktery i wygląd autorka przedstawiła bardzo wnikliwie, mogę się pokusić o stwierdzenie, że niemal ich znam. Powieść czyta się ogromną przyjemnością, ponieważ język jest prosty, przystępny a i wrażeń nie brakuje. Bohaterowie dbają, by czytelnik się nudził... Leje się krew, jest jazda na motorze, taniec na rurze a także wąż i zrujnowane drzwi. Brzmi ciekawie, prawda?
Oprócz tak różnorodnych sytuacji, czytelnik ma również okazję uczestniczyć w rodzących się więziach międzyludzkich: miłości, przyjaźni. Pojawia się też próba odkupienia win oraz problem z wybaczeniem. Jednak zwykle w każdej historii z tragedią w tle, występuje choćby cień szansy na lepsze życie, na wolność i godną, szczęśliwą przyszłość. Tak samo jest i tutaj. Gorąco polecam książkę wszystkim, którzy - podobnie jak ja do tej pory - nie mieli jej jeszcze okazji czytać. Warto!
Recenzja pochodzi z mojego bloga czytelnicza-dusza.blogspot.com