"Mieszkańcy Norty dzielą się ze względu na kolor krwi, na Srebrnych – arystokratów o nadprzyrodzonych umiejętnościach, i Czerwonych – zwykłych ludzi wykorzystywanych jako tania siła robocza i przymusowo wysyłanych na wojnę, która toczy się od prawie stu lat.
Właśnie taki los czeka wkrótce siedemnastoletnią Mare Barrow. Wydaje się, że dziewczyna ma jedynie złodziejski talent, ale gdy trafia na królewski dwór jako służąca, odkrywa w sobie moc, która dla Srebrnych stanowi ogromne niebezpieczeństwo.
Tymczasem w wyniszczonym kraju robi się coraz bardziej niespokojnie. Na sile przybierają ataki tajemniczej Szkarłatnej Gwardii walczącej o wyzwolenie Czerwonych…"
„Czerwona Królowa” Victorii Aveyard zaintrygowała mnie już na samym początku, jeszcze przed polską premierą. Niecierpliwie więc czekałam do lutego, lecz ze względów finansowych musiałam poczekać kilka dni dłużej, aby pójść i kupić tę książkę. W międzyczasie czytałam coraz więcej pozytywnych recenzji i opinii o niej, a nawet znalazłam piosenkę nią inspirowaną. Obie te rzeczy jeszcze bardziej podsyciły moją ciekawość i pragnienie posiadania owej pozycji. Z początku próbowałam parę razy wygrać „Czerwoną Królową” w internetowych konkursach, ale niestety nie miałam szczęścia – ludzie rzucili się na to, jakby nie wiadomo co to było. I, o dziwo, przez to nie mogłam już wytrzymać!
W końcu jednak nadszedł dzień zaiste piękny, kiedy „…Królowa”, dotąd tak zwinnie mi umykająca, w końcu trafiła w moje łapki.
I tak, zacznijmy może od tego, po czym nie powinniśmy oceniać książek – mowa oczywiście o okładce. A ta jest cudna! Niby prosta i skromna, a jednak idealnie pasująca do tytułu oraz tematyki książki. Zakrwawiona korona nieźle zaostrza apetyt i doskonale podpowiada nam, co znajdziemy w środku, w treści. W skrócie – oryginalna i z pomysłem.
A teraz o samej „…Królowej” – cóż… Słyszałam i czytałam o niej mnóstwo dobrego. Moją szczególną uwagę przykuły gdzieś znalezione określenia „Igrzyska Śmierci w połączeniu z Grą o Tron” oraz „Gra o Tron dla młodzieży”. Jak wiadomo, „Grę o Tron” kocham ja nad życie, logiczne więc, że takie porównanie z pewnością mnie skusi. No i to zrobiło.
I faktycznie – czytając „Czerwoną Królową”, gdzieniegdzie odnosiłam wrażenie, jak gdybym czytała taką inną wersję obu tych książek. Nie, w żadnym wypadku nie uważam tego za złe. Wręcz przeciwnie – wyszło to książce na dobre i sprawiło, że w przyszłości chętnie przeczytam pozostałe dwie części tej trylogii.
Myślę, że świat wykreowany przez Victorię Aveyard jest barwny, ciekawy i intrygujący, podobnie jak bohaterowie i sama historia. Dlatego, choć jest to kolejna dystopia, których to ostatnio pojawia się coraz więcej, uważam, że tę pozycję warto przeczytać. To coś nowego i świeżego, ekscytującego, długo niedającego o sobie zapomnieć. Jak stwierdził duet Peter and Jacob, który specjalnie nagrał piosenkę „The Red Queen”:
Książka o tym, że są wartości, dla których można poświęcić wszystko. Nas zainspirowała do napisania piosenki. Polecamy!
Cóż… Oni polecają i ja również. Z całego serducha.