Swoją przygodę z czytaniem rozpoczęłam od fantastyki i po dziś dzień uwielbiam sięgać po ten gatunek. Zaczarowane światy, magiczne stworzenia, niebywale urokliwe i wciągające przygody wielkich bohaterów… to tylko przedsmak tego, co znajdziemy w takich książkach. Ale dawniej wybór lektury okazywał się dużo łatwiejszy niż dzisiaj. Wiele osób mówi, że współcześnie praktycznie o wszystkim już napisano. Czyżby? Okazuje się, że wciąż można znaleźć coś „świeżego”. Jednym z tytułów, który pozytywnie mnie zaskoczył, jest „Lot sowy” autorstwa Mercedes Lackey i Larry’ego Dixona. Chociaż z początku trudno było się do niej przekonać, to z czasem odkryłam, że to naprawdę ciekawa historia. Dobrze przemyślana i napisana z sercem. W każdym calu fantastyczna historia.
Młody chłopiec o imieniu Darian nie miewa w życiu szczęścia. Najpierw stracił rodziców, którzy nigdy nie powrócili z Lasu Pelagirskiego, a teraz pobiera nauki u starego czarodzieja Justyna. Jednak chłopak nie jest zainteresowany magią, czuje się wyobcowany i dlatego samotnie przeżywa swą żałobę wśród leśnych drzew. Pewnego dnia ze swej leśnej kryjówki widzi, jak nieznani osobnicy barbarzyńsko atakują jego rodzinne strony. Zmuszony jest uciec. Nie wie jednak, że na swej drodze spotka Jastrzębich Braci, i że to spotkanie okaże się kluczowe dla jego przyszłości…
„Lot sowy” od początku wydaje się interesujący. Ciekawy opis, skromna acz klimatyczna okładka przykuwają uwagę czytelnika. Od razu chce się przeczytać taką książkę. Czy faktycznie jest warta naszej uwagi? Z pewnością. Chociaż ma swoje wady, to z pewnością zachwyci niejednego fana fantastyki. Przede wszystkim ogromne brawa dla autorów za włożone serce w tę historię – jest naprawdę dobrze przemyślana i rozpisana w każdym szczególe. W całej książce przeważają opisy, mamy więc wersję bez zbędnego gadania. Ale w tym układzie sprawdza się znakomicie – obraz rzeczywistości w fabule jest klarowny, z łatwością można wyobrazić sobie Dariana [głównego bohatera] oraz otaczające go osoby i miejsca. W tych wszystkich opisach łatwo się zatracić, czuć ten charakterystyczny klimat fantasy. Autorzy skoncentrowali się na prostym, lecz jednocześnie magicznym przedstawieniu historii. I to wyszło im naprawdę dobrze.
Ta powieść to z pewnością historia dla cierpliwych. Jeśli ktoś poszukuje książki z dużą dawką akcji, która już na początku wbija w fotel – z pewnością tutaj jej nie znajdzie. „Lot sowy” to opowieść z charakterem, jednak do konkretnych celów dochodzimy z czasem. Początek spokojnie wprowadza czytelnika w klimat, pozwala zapoznać się z bohaterami i ich historiami. Dopiero później zaczyna się konkretna akcja, która prowadzi do kolejnych naszych [czytelników] odkryć. To nieco wolne tempo ma dwie strony – z jednej mamy czas, aby wszystkie wątki poukładać w głowie, „ogarnąć” nieco cały ten system. Z drugiej zaś nie sprzyja to naszemu czytaniu: możemy łatwo się znudzić (jeśli nie lubimy zbyt długich opisów) i w konsekwencji często odkładać książkę. Cierpliwość zatem popłaca – z czasem fabuła nabiera szybszego tempa, są emocje i większa ciekawość. I naprawdę obiecujące (choć szybkie) zakończenie.
Trudno mi jednoznacznie ocenić tę książkę. Cenię sobie dobrą fantastyczną historię, a do takich z pewnością mogę zaliczyć „Lot sowy”. Zaintrygowała mnie, zaczarowała swym światem, a podczas lektury, z każdą stroną przypominałam sobie, dlaczego tak bardzo lubię ten gatunek. Jednak troszeczkę się przy niej zmęczyłam. Z reguły jestem cierpliwą osobą, jednak tutaj nieco podkręciłabym tempo akcji. Uwielbiam też opisy, jednak w tej powieści doprowadziły mnie do zbyt szybkiego końca – stąd rozczarowanie, bo przy takim rozwoju wypadków liczyłam, że to wydłuży nieco historię, a nie odwrotnie. Ale to dopiero początek trylogii, dlatego liczę na rozwinięcie. A przy takim piórze i wyobraźni, jaką posiadają autorzy, jest na co liczyć…