Miłość to coś wyjątkowego dla każdego człowieka. Traktuje się jako piękne uczucie, bez którego życie nie jest nic warte. I zazwyczaj, kiedy dwie połówki już się spotkają, obdarzą tym pięknym uczuciem, czują owe szczęście. A co, jeśli zakochani nie mogą znaleźć wspólnej drogi? Czy powinni walczyć o swoją miłość, czy raczej odpuścić i zacząć żyć samemu? Na kocu tęczy jest właśnie historią opowiadającą o niezwykłej przyjaźni, platonicznym uczuciu i odnajdywaniu własnej drogi w procesie dorastania.
O słynnym filmie Love, Rosie słyszeli już chyba wszyscy. Na dodatek, wydawnictwo postanowiło wznowić publikację książki pani Ahern, nadając jej dokładnie taki sam tytuł jak ekranizacja. Mnie udało się dostać tę krótką historię w starym wydaniu i muszę przyznać, że wcale nie chciałabym z taką determinacją po raz kolejny buszować w taniej księgarni. Na końcu tęczy mnie nie zachwyciło. Historia Rosie i Alexa specjalnie nie urzekła, a opowiadanie ich życia za pośrednictwem wiadomości tekstowych tylko irytowało.
Zacznę od tego, że książkę przeczytałam mniej więcej miesiąc po tym, jak zobaczyłam ekranizację. I właśnie przez to moje wymagania były chyba zbyt wysokie na tego typu literaturę. Na całe szczęście, nie wszystkie sceny pojawiające się na wielkim ekranie pojawiły się w książce, a wiele faktów mocno się różniło. Właściwie tylko to ratuje tę książkę.
Rosie jest bardzo denerwującą bohaterką, przynajmniej z samego początku. Użala się nad sobą, rozpacza i nieustannie narzeka jakie to ma ciężkie życie. Nie można jej jednak odebrać tej zalety, że troszczy się o swoją rodzinę oraz przyjaciół. Dba, aby relacje między nimi były jak najlepsze. Poza tym, gdzieś tak w połowie, kiedy historia zaczęła być w końcu interesująca, Rosie dorasta. Całkiem inaczej pojmuje świat, widzi jakiś cel w życiu i jest zdecydowana do niego dążyć. Na pewno spowodował to wiek bohaterki. Przekroczenie trzydziestki wręcz zmusiło ją do tego, żeby wziąć się w garść. Tutaj dużą rolę odegrała przede wszystkim jej najlepsza przyjaciółka Ruby.
Natomiast Alexa praktycznie w książce nie było. Czytelnik nie może śledzić dokładnie jego losów, ponieważ wszystko obraca się wokół Rosie. Autorka musiała umyślnie zastosować narrację z perspektywy dziewczyny. Szkoda, ponieważ w tych małych przebłyskach czy licznych wiadomościach można wywnioskować, że jego życie jest naprawdę poukładane, a wszystkie porażki i upadki tylko go wzmacniały.
Jak wspomniałam wyżej, cała historia jest opisana za pomocą wiadomości tekstowych, e-maili oraz rozmów na czacie internetowym, a przez to powieści brakowało opisów. Trudno jest sobie wyobrazić pokój Rosie, mieszkanie Alexa bez jakiejkolwiek podstawy. Tutaj z pomocą musi przyjść ekranizacja, bo tylko dzięki niej widzimy obraz (który niestety jest czytelnikowi/widzowi narzucony). Do tego taki sposób pisania naprawdę utrudniał czytanie, przez co pozornie lekką książeczkę można męczyć kilka dni.
Nie mniej jednak muszę przyznać, że jest to dość oryginalny i nietypowy sposób na napisanie powieści.
Podsumowując, Na końcu tęczy Ahern nie jest książką najgorszą, ale również nie najlepszą. Zdecydowanie brakuje jej opisów, lepszej kreacji bohaterów oraz samej akcji. Pozytywną cechą pozostaje natomiast fakt, że z biegiem lat bohaterowie, a zwłaszcza Rosie, dojrzewają i to widać niemal od razu. Podoba mi się ta zabawa czasem, zmuszaniem czytelnika do przyzwyczajania się do nowej sytuacji. Polecam tym, którzy widzieli już film. Nie wiem, czy jest sens czytać książkę, gdzie czytelnik musi się nieźle natrudzić, aby wizualizować sobie wiele elementów.