Hyperversum

Recenzja książki Hyperversum
W XXI wieku trudno jest nam żyć bez takich ulepszeń dnia codziennego jak komputer. Młodzież i dzieci, oprócz pomocy naukowej, odnalazły w nim przednią rozrywkę w postaci gier RPG. Sama miałam z nimi styczność, jednak nie potrafiłam i nie chciałam zastąpić nimi rzeczywistości. Nie pociągało mnie bycie kimś zupełnie innym na czas gry. Zazwyczaj bycie kimś lepszym, ładniejszym, silniejszym i wiodącym życie, które jest pełne niebezpiecznych przygód, które zawsze kończyły się dobrze. Czasem taka beztroska zabawa może okazać się przekleństwem.

Daniel, Ian, Jodi, Martin, Donna i Carl to najzwyklejsi mieszkańcy Ameryki. W wirtualnym świecie są średniowiecznymi rycerzami, rabusiami, księżniczkami lub zakonnicami. Hyperversum to nazwa gry, która umożliwia wejście w skórę bohaterów żyjących w XIII wieku. Przeżywając razem już wiele przygód decydują się na kolejną. Tym razem wybierają się do Francji przygotowującej się do wojny z Anglią, która ma się odbyć za kilka miesięcy. W wyniku błędu systemu, niezobowiązująca rozrywka miesza się z rzeczywistością i misja w średniowiecznym państwie nie jest już iluzją. Grupa przyjaciół musi poradzić sobie z całkiem nową sytuacją, wykorzystać całą swoją wiedzę o kulturze tamtych czasów i odnaleźć się w rządzących wtedy prawach. Od początku gra im tego nie ułatwia, ponieważ w pierwszych minutach zostają rozdzieleni na dwa zespoły. Carl i Donna idą w stronę Anglików, natomiast Ian, Daniel, Jodi oraz Martin przechodzą na stronę Francuzów. Tylko Ian ze znajomością francuskiego umie porozumieć się z tamtejszymi mieszkańcami i to on bierze odpowiedzialność za szukanie im schronienia w klasztorze. Szybko zauważają, iż obcokrajowcy mówiący biegle po angielsku nie są mile widziani, dlatego pod błahym pretekstem trafiają do więzienia z tajemniczą, ubogą dziewczynką, która okazuje się ich ostatnią nadzieją na przetrwanie.

Gdy rozpakowałam paczkę z przesłaną powieścią pierwsze co rzuciło mi się w oczy to jej objętość. Książka ma ponad siedemset stron napisanych drobną czcionką. To nastawiło mnie dość sceptycznie. Kiedy ja przeczytam taką długą lekturę o nudnym średniowieczu? Takie było moje zdanie o tej epoce. Nieciekawa, monotonna i nieinteresująca. Zamki, księżniczki i teocentryzm nie należał do moich książkowych tematów numer jeden. Zdecydowanie wolałam teraźniejszość lub niedaleką przeszłość. Kiedy przystąpiłam do lektury ani czas powieści, ani jej grubość nie była wadą, a wręcz stawała się zaletą. Wszystko to dzięki wspaniałemu stylowi Cecilii Randall. Jest on lekki i pełen przyjemnych dialogów oraz opisów. Zobrazowanie wojny jest dla mnie największą torturą jaką można umieścić w książce. Tutaj było zupełnie inaczej. Każdą przedstawioną sytuacje czytałam z zapartym tchem. Bardzo dziwne, że nie robiłam sobie przerw w czytaniu. Jak już przystąpiłam do „Hyperversum” to nie było mowy o oderwaniu się od niej w połowie rozdziału. Zawsze musiałam je doczytywać do końca. Ostatnie czterysta stron musiałam skonsumować jednego dnia, aby zaspokoić czytelniczy głód. Na mój gust siedemset kartek z hakiem to i tak za mało.

Od pierwszych rozdziałów zakochałam się w bohaterach, którzy byli dla mnie idealni. Widać, że dla autorki nie ma wyzwań w postaci dobrej kreacji postaci. Każdy ma swoje słabości, obawy, a nawet rodzaj poczucia humoru. Do jakiegokolwiek mogłabym przypisać pełno plusów i dlaczego tak mocno przypadł mi do gustu. Muszę tu jednak wyróżnić Isabeau. Piękna i uduchowiona, a zarazem sprytna, inteligentna, i przebiegła. Po raz kolejny podkreślę jak lubię silne kobiece charaktery, czasem nawet na skraju feminizmu. Towarzyszyła Ianowi w każdej trudnej sytuacji nie tracąc zimnej krwi. Do tego posłuszna, bo umiała pogodzić się z sytuacją poślubienia zupełnie obcej osoby dla dobra własnych ziem.

„Hyperversum”jest pomieszaniem historii z fantastyką, ale bardzo trudno to wyczuć. Wszystko jest tak zgrabnie połączone, że aż trudno rozróżnić co jest oparte na faktach, a co jest wytworem wyobraźni autorki. Wszystkie wątki są idealnie dopracowane. Nie ma zbędnego zagadnienia, które po pewnym czasie jest nie rozwijane przez Randall. Największym zaskoczeniem dla mnie był sam finał. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Było tam tyle emocji, że aż musiałam się podzielić nimi z domownikami, bo myślałam, iż gdy tego nie zrobię, wybuchnę. Nie było tam typowego happy end'u, którego oczekiwałam od początku. Dzięki temu od razu nabrałam ochoty do kolejnej części, która mam nadzieję, niedługo pojawi się na rynku.

Reasumując Cecillia Randall stworzyła niesamowicie zgrabnie napisaną historię, która trzyma w napięciu od początku do końca. Wykazała się też niebanalnym pomysłem i wspaniałym, barwnym stylem. Może to wreszcie nauczy pisarzy literatury młodzieżowej, że nie trzeba osiągnąć sukcesu pisząc o tylko i wyłącznie o wampirach.
Dodał:
Dodano: 04 VII 2011 (ponad 13 lat temu)
Komentarzy: 1
Odsłon: 426
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Dodano: 12 VII 2011, 16:29:55 (ponad 13 lat temu)
0 0
właśnie po przeczytaniu dwóch recenzji tej książki złożyłam na nią zamówienie. jestem zakochana w cRPG-ach na maksa, na pewno poczuję się w niej jak w domu

Autor recenzji

Imię: nie podano
Wiek: 28 lat
Z nami od: 10 X 2010

Recenzowana książka

Hyperversum



Rodzice ostrzegali cię przed spędzaniem całego wolnego czasu w wirtualnym świecie gier komputerowych? Mieli rację... Sześcioro przyjaciół: Ian, Daniel, Jodie, Martin, Donna i Carl, wskutek tajemniczej burzy przenosi się poprzez zaawansowaną technologicznie grę RPG do XIII-wiecznej Francji. Droga powrotna wydaje się zamknięta na zawsze, zatem muszą szybko nauczyć się, jak przetrwać w średniowieczn...

Ocena czytelników: 5.52 (głosów: 18)