J.K.Rowling ma u mnie ogromny kredyt zaufania. Kochałam „Harry’ego Pottera”. Wyczekiwałam premier następujących po sobie części, a w domowej kolejce do czytania zajmowałam pierwsze miejsce, bo wszyscy domownicy wiedzieli, że jak zacznę lekturę, to nie oderwę się dopóki nie skończę. Kiedy więc lata później w księgarni zobaczyłam „Trafny wybór” po prostu musiałam go mieć. MUSIAŁAM. Niemal natychmiast po dotarciu do domu zaczęłam najnowszą powieść Rowling, a wcześniej – w drodze – zastanawiałam się, dlaczego jej premiera odbyła się pośród medialnej ciszy. Bo czy był jakiś szał? Czy ludzie stali w kolejkach o północy? A może po prostu rzecz przeoczyłam? Odpowiedzi na swoje pytania uzyskałam bardzo szybko. Zamknęłam książkę po bodajże czterdziestu, czy pięćdziesięciu stronach. Później podjęłam jeszcze kilka prób lektury, ale ostatecznie przeczytałam ją dopiero teraz. Być może musiałam dojrzeć, tak jak Rowling dojrzewała do napisania powieści dla dorosłych.
W teorii „Trafny wybór” zaczyna się zgodnie z hitchcockowską zasadą trzęsienia ziemi od pierwszych minut (stron), bowiem fabułę otwiera śmierć. Śmierć nie byle jaka, bo śmierć Barry’ego Fairbrothera – męża, ojca, ale przede wszystkim – to najważniejsze dla fabuły – członka Rady Gminy Pagford. Wraz z jego odejściem zwalnia się miejsce w owej Radzie. Rozpoczyna się walka. Nie chodzi jednak wyłącznie o wolny wakat. Motorem napędowym pojedynku o stanowisko jest prowadzona od wielu lat dyskusja na temat osiedla Fields, które stanowi miejsce kumulacji jednostek patologicznych, zwłaszcza narkomanów, złodziei i prostytutek. Fields ulokowane jest pomiędzy Pagford (i w czasie fabuły do niego przynależy), a inną miejscowością – Yarvil. Bój toczy się o to, które z miast powinno przyjąć na siebie odpowiedzialność za Fields. Nic nie jest jednak czarno-białe. Niektórzy mieszkańcy „zakazanego osiedla” wtapiają się w lokalną społeczność i stają jej wartościowymi członkami, jak na przykład zmarły Barry Fairbrother; a uczęszczanie do pagfordzkich szkół jest dla części młodzieży z Fields nierzadko jedyną szansą na konfrontację z niepatologicznymi członkami społeczeństwa. Z drugiej jednak strony Fields jest plamą na urokliwych landszaftach Pagford. W wyborach startuje trójka kandydatów, trójka sprzężona z decyzyjnością odnośnie Fields. Oddanie głosu, na któregoś z nich, to również oddanie głosu w obronie lub przeciw patologicznym obrzeżom miasta.
„Trafny wybór” cechuje struktura mikrohistorii. Rowling prowadzi narrację z perspektywy różnych mieszkańców Pagford, bardziej lub mniej związanych ze zmarłym. Przeskakuje od żony do syna przyjaciela, od sąsiada do kandydata na jego miejsce w Radzie. Powoli buduje obraz nie tylko samego Barry’ego, ale i miasteczka, w którym każdy ma swoje problemy i sekrety; rzeczy, które wypowiada na głos i takie, które zachowuje wyłącznie dla siebie. Rowling kreuje obraz tego, o czym na co dzień raczej się nie myśli – tego, że każdy posiada swoje życie; że w każdych czterech ścianach skrywa się inny mikroświat i osobna hierarchia; że w puszkach czaszek rozgrywają się czasami najmroczniejsze wojny. Atmosfera w Pagford oraz prywatne relacje pomiędzy bohaterami powoli się zagęszczają. Plecione oddzielnie opowieści łączą się ze sobą i zamieniają w gordycki węzeł kłamstw, skrywanych namiętności, nienawiści, nieszczerych intencji i maskowanego smutku. Rowling opisuje życie społeczności, która poddana zostaje próbie. Próbie, która doprowadza do wybuch ogólnego i każdego z osobna.
Prawda jest taka, że „Trafny wybór” jest początkowo wyjątkowo nudny. Mozolne poznawanie bohaterów i zależności, rozróżnianie imion żyjących i nieżyjących postaci; śledzenie, bardzo często niezwykle absurdalnych, przemyśleń mieszkańców – to wszystko utrudnia zakochanie się w lekturze. Powieść od pierwszych stron właściwie do siebie zniechęca. Zadawałam sobie pytania w stylu: co mnie w ogóle obchodzą ci ludzie? Co mnie obchodzi Fields, Pagford czy Yarvil? Co mnie obchodzą te wybory i śmierć Barry’ego i… Nie potrafiłam zżyć się z historią i jej przedstawicielami, bo tak naprawdę nie było żadnej historii, a wycinek z życia małego miasteczka. Szukałam fabuły i osi akcji, ale ta druga była tak wątła, że niemal pozbawiona znaczenia. Wszystko zmienia ostatnie sto pięćdziesiąt stron powieści, kiedy imiona zdążą się już ułożyć w pamięci i znaczą coś więcej, niż zestaw liter na kartce papieru; kiedy dostrzeże się, że opowieść o Pagford to tak naprawdę relacja z funkcjonowania całego społeczeństwa Anglii – z jej problemami rasizmu, przemocy domowej czy narkomanii.
To wszystko nie oznacza jednak, że „Trafny wybór” jest powieścią doskonałą, bo nie jest. Sam fakt, że tak wiele stron (dużo ponad połowę objętości) zajmuje odnalezienie się w lekturze, stanowi już poważny zarzut. Rowling nie uniknęła także pułapek stereotypowości i schematyczności. Niektóre problemy opisuje dość plastycznie i przekonująco, inne wydają się być rysowane jednowymiarowo, tak jakby autorka nie posiadała odpowiedniej ilości doświadczenia czy wiedzy, by móc się na ich temat wypowiadać. Podobnie jest zresztą z samymi postaciami. Krystal Weedon czy Andrew mogliby opuścić stronice powieści i z miejsca stanąć w rzeczywistym świecie z bogatym życiorysem i pełną psychologią, ale Fats czy Gavin już niekoniecznie do mnie przemówili. Zabrakło mi w nich czegoś, co należałoby zapewne nazwać motorem napędowym. Wydawali się papierowi i sztuczni, jakby stanowili jedynie nośniki pewnych zachowań, a nie faktycznie zachowywali się w dany sposób.
Jestem ogromną fanką kreacji świata przedstawionego i bohaterów poprzez mikrohistorie, poprzez tworzenie fabularnych map i sieć różnorodnych powiązań. Cieszy mnie też bezpośredniość języka Rowling, nie ugładzanie wypowiedzi. Świadczy to o autentyczności tekstu autorki, ale również ogromie pracy, jaki włożyła w kreowanie odrębności bohaterów, którzy posługują się zróżnicowanym tokiem myślenia i sposobem wypowiedzi. Muszę jej jednak zarzucić flegmatyczność historii w jej początkowym stadium rozwoju, nudę wiejącą ze stronic niemal aż do finału. Zabrakło mi haczyka, tego czegoś, co autorce udało się znaleźć podczas pisania historii chłopca z blizną – powodu, dla którego nie sposób było się od lektury oderwać. „Trafny wybór” to udany „drugi debiut”, chociaż nieidealny. Polecam go każdemu fanowi „Harry’ego Pottera” i twórczości Rowling, który śledził historię w czasie, gdy stopniowo się ukazywała. Dlaczego zwłaszcza tej grupie? „Trafny wybór” to symbol naszej dojrzałości. Dorośliśmy i J.K.Rowling również.
Po tę i inne recenzje, zapraszam na:
http://rec-en-zent.blogspot.com/2015/02/recenzja-ksiazki-tra...