O "Więźniu labiryntu" Jamesa Dashnera zrobiło się głośno, gdy we wrześniu ubiegłego roku do kin trafiła jego ekranizacja. Historia nastoletniego Thomasa stała się kolejnym hitem filmowym, który już w tym roku doczeka się dalszego ciągu - "Prób ognia". Kinowa wersja okazała się sukcesem, a jak jest z książką?
Pewnego dnia Thomas budzi się w Strefie. Nie pamięta niczego, choć może lepiej powiedzieć, że jego pamięć jest wybiórcza - wie jak ma na imię, ale nie wie skąd to wie itp. W Strefie poznaje innych chłopców takich jak on, pozbawionych wspomnień i porzuconych. Strefę otacza Labirynt - miejsce, które budzi strach każdego ze "strefowiczów". Niebezpieczeństwo czające się w jego murach może skrywać jedyną drogę ucieczki, drogę do nieznanego domu. Thomas okazuje się być tym, którego obecność zachwieje dawnym porządkiem w Strefie, przez co nic nie będzie już takie jak dawniej. Głównym celem staje się wydostanie z Labiryntu, a czasu coraz mniej...
Powieść Jamesa Dashnera nie powaliła mnie na kolana. Jest to raczej lekka, niewymagająca od czytelnika wiele uwagi, powieść, którą warto poczytać w deszczowe dni. Nie wnosi zupełnie niczego wartościowego. Motyw walki z systemem, przyjaźni i determinacji połączonej z odwagą, w tym przypadku wydaje się być zupełnie błahy i niedopracowany.
Mówiąc o "Więźniu labiryntu" często wspomina się także serie "Igrzyska Śmierci" oraz "Niezgodna". Uważam, że to duży błąd, ponieważ czytelnik oczekuje wtedy czegoś zupełnie innego - liczyłam na zapierającą dech w piersiach historię o walce z władzą i przeciwstawianiu się chorym regułom, tymczasem znalazłam powiastkę o poszukiwaniu wyjścia z Labiryntu i niezauważaniu wszelkich możliwych znaków, które pomogłyby bohaterom się z niego wydostać.
Na początku lektury pojawiło się w mojej głowie jedno proste pytanie. Jedno maleńkie zdanie, jedna wątpliwość, która zepsuła mi radość z lektury (możecie opuścić ten akapit). Dlaczego nie mogli spróbować wydostać się z Labiryntu wspinając się na ściany, po bluszczu? Ilekroć mam jakikolwiek związek z labiryntami w książkach, to zawsze zadaję sobie to samo pytanie, ciekawa jak autor spróbuje je obejść. Rozwiązanie Jamesa Dashnera zupełnie mnie nie zadowoliło. Ponadto stawiło głównych bohaterów w kompletnie negatywnym świetle.
Nadzieję na lepsze daje mi zakończenie powieści. Jest ono zapowiedzią bardziej ekscytujących wydarzeń niż te w pierwszej części cyklu. Dopiero ostatnie pięćdziesiąt stron przekonało mnie, że warto dać tej serii szansę. Mam nadzieję, że się nie zawiodę. Polecam!
Więcej moich recenzji na:
http://life-is-short-make-it-happy.blogspot.com