Małe, zapomniane i zdecydowanie nie należące do przytulnych miasteczko gdzieś na końcu świata nagle staje się centrum wydarzeń ściśle powiązanych z magią. Właśnie tam sześć jakby przypadkowo wybranych dziewczyn, w blasku czerwonego księżyca wiedzionych tajemniczą siłą, spotyka się w jednym miejscu. Tam też dowiadują się o swoim przeznaczeniu i czyhającym na nie śmiertelnym niebezpieczeństwie. Coś jest jednak nie tak - zamiast jednego Wybrańca z przepowiedni pojawiła się ich szóstka. A nawet siódemka, licząc nieżyjącego już Eliasa. Gdzieś w pobliżu czai się zło, które nie spocznie, zanim pozostali Wybrańcy nie podzielą losu chłopaka.
Wydawałoby się, że w takiej sytuacji współpraca byłaby dość oczywistą reakcją. Nie ma jednak tak łatwo. Dziewczyny różnią się od siebie tak bardzo, że nawiązanie jakiegokolwiek porozumienia wydaje się czystą abstrakcją, a próby zignorowania całej tej sprawy bynajmniej nie pomagają. Jak podchodząca do nauki poważnie Minoo, powszechnie lubiana Rebeca z zaburzeniami odżywiania, prześladowana od podstawówki Anna-Karin, zbuntowana Vanessa, Linnea ze swoim nietypowym stylem i będąca prawdziwą zołzą Ida mają się zaprzyjaźnić, skoro łączące je relacje są tak dalekie od koleżeńskich? I czy zdążą tego dokonać, zanim dojdzie do kolejnej tragedii?
Bohaterki mają wiele wad - to nie ulega wątpliwości. W wielu momentach zachowują się nieodpowiedzialnie, unoszą się dumą, wiecznie się kłócą i nie mogą dojść do porozumienia. Z jednej strony jest to dość denerwujące, bo zamiast dopingować poszczególne bohaterki pozostaje nam jedynie wytykanie im błędów z płonną nadzieją, że w czymś to pomoże. Zaletą tak wykreowanych postaci jest jednak pewna autentyczność - w żadnym wypadku nie są ideałami a ludźmi z krwi i kości. Daje to też możliwość zaobserwowania zmian zachodzących w nich samych (nie zawsze na lepsze), jak i w ich wzajemnych relacjach. Kolejnym plusem jest możliwość przyjrzenia się sytuacji rodzinnej niemal każdej z nich, co stanowi ciekawy i dość dobrze rozbudowany wątek, choć Ida została tu niejako pominięta.
"Bo tak jest w tym cholernym mieście, myśli Minoo. Jesteś tylko tym, kim inni myślą, że jesteś."
Z powodu natłoku postaci i fragmentaryczności rozdziałów (zwłaszcza na początku) łatwo o dezorientację, jednak pozwala to szybko dać się porwać w wir wydarzeń, których z pewnością tu nie brakuje. Magia została tu przedstawiona ciekawie, w dość staroświeckim wydaniu - magiczne księgi, rytuały i wywary, co, podobnie jak ładne wydanie, dodaje powieści pewnego uroku. Bohaterkom stale towarzyszy poczucie niepewności, nie wiedzą komu ufać, obawiają się zawierzyć nawet sobie nawzajem, a wskazówek mają tyle, co kot napłakał. W połączeniu z zapomnianym przez świat miasteczkiem świetnie buduje to klimat powieści i sprawia, że po prostu chce się czytać.
Książka skierowana jest główne do młodzieży - to widać. Choć powieść z pewnością ma swoje wady, jest również wciągająca. Choć bohaterki niejednokrotnie działały mi na nerwy, lektura okazała się całkiem przyjemna. Dzieje się dużo, wydarzenia są ciekawe i niejednokrotnie owiane aurą tajemnicy. Chwile, jakie spędziłam razem z mieszkańcami Engelsfors, pomimo wszystkich zgrzytów, będę miło wspominać i z chęcią sięgnę po kolejną część serii - "Ogień".
"-[...] Musicie ukrywać przed innymi waszą przyjaźń.
- W szkole też? - pyta Anna-Karin.
- Zwłaszcza w szkole. To miejsce zła.
- Wiedziałam - mruczy Linnea."
Recenzja z mojego bloga:
http://krople-szczescia.blogspot.com/2015/01/m-strandberg-s-...