Jak słusznie powiadają, kobieta zmienną jest. U mnie sprawdza się to w wielu aspektach życia, również jeśli chodzi o literaturę. Choć na moich półkach przeważa wszelkiego rodzaju fantastyka, to nie zaliczam się do osób zamkniętych tylko na jeden gatunek literacki. Tak naprawdę czytam różne książki, w zależności od humoru i ochoty. Może to właśnie te dwa elementy sprawiły, że sięgnęłam po romans erotyczny Cherrie Lynn, może poczucie samotności i pragnienie bycia kochaną, może zwykła chwila słabości, a może wszystko naraz - koniec końców, czy tego chcę czy nie, czy mi się to podoba czy nie, przyszłam na świat jako kobieta i choć znacznie różnię się od innych przedstawicielek płci pięknej zarówno wyglądem jak i osobowością, to jednak wciąż posiadam kilka typowych cech kobiecych, które z rzadka się ujawniają. W tym przypadku odczuwałam chęć przeczytania jakiegoś pikantnego romansidla, pierwszy raz od czasu słynnych
Pięćdziesięciu twarzy Greya (o, zgrozo!).
Mój wybór padł na
Do szaleństwa oraz
Do utraty tchu niejakiej Cherrie Lynn. Dlaczego, pytacie? A, bo tutaj odezwały się moje gusta odnośnie płci przeciwnej. Nabyłam te tytuły, ponieważ ich męscy bohaterowie są tak zwanymi „niegrzecznymi chłopcami”, których uwielbiam. Pierwszy ma własne studio tatuażu, a drugi jest metalowcem jeżdżącym na harleyu. Ale o tym drugim napiszę w recenzji drugiej części.
Miałam kiedyś bardzo bliskiego przyjaciela, w którym zakochałam się, tak jak w tytule pierwszej części, do szaleństwa. Pod pewnymi względami główny męski bohater tej książki przypominał mi o nim, ponieważ ten mój przyjaciel także pracował w salonie tatuażu. Chwilami w trakcie czytania przemykało mi nawet przez myśl takie zabawne stwierdzenie, że
Do szaleństwa to historia o nas, takie moje głęboko skrywane pragnienia i erotyczne fantazje spisane na papierze. Lecz życie niestety napisało dla nas gorszy scenariusz. Cóż...
A wszystko miało zacząć się od tatuażu... Tak jak w przypadku Candace i Briana.
Nieśmiała Candace żyje pod dyktando rodziców. Przychodzi jednak taki czas, kiedy dziewczyna ma dość i postanawia coś zmienić. Zmienić siebie. Nie chce już dłużej być słodka i niewinna. Dlatego na urodziny funduje sobie tatuaż. Idzie do salonu, w którym pracuje Brian, obiekt jej westchnień. Między nimi wybucha namiętny romans.
Lecz czy ich historia skończy się szczęśliwie?
Tego to już nie powiem
Jeśli macie ochotę, przekonajcie się sami (choć chyba powinnam powiedzieć: same, z racji, że panowie raczej nie czytają takich rzeczy).
Nie jest to dzieło na jakimś super wysokim poziomie, aczkolwiek mnie wciągnęło. Jak już wspomniałam, co chwilę odnosiłam wrażenie, że jest to historia o mnie i o moim dawnym przyjacielu - nie było takiego momentu, żebym nie zestawiała go z Brianem, a siebie z Candace. To było fajne
Książkę czyta się szybko, lekko i przyjemnie. Pozwala ona choć na chwilę zapomnieć o szarej rzeczywistości i pomarzyć o przeżyciu podobnej przygody.
Do szaleństwa przywołała uśmiech na moją wiecznie smutną twarz, rozgrzała samotne serducho i pozostawiła głowę pełną słodkich marzeń.
Podsumowując (z przymrużeniem oka): Chyba sama pójdę się wydziarać
Kto wie - może też poznam swojego Briana?...
Podsumowując na poważnie: Polecam miłośniczkom romansów i nie tylko