Po książki sięgam z polecenia znajomych, po lekturze zachęcającej recenzji, czy dość wysokiej ocenie na portalach literackich. Są blogi, których właściciele mają dość zbliżone upodobania do moich i czytając ich opinie wiem, że ta lektura może również i mi się spodobać. Po Mroczne siedlisko sięgnęłam dzięki jednemu z blogów, a dokładniej polecenia właścicielki, niestety nie mogę sobie przypomnieć czyja to była strona. W każdym bądź razie zarówno to polecenie, jak i później moje zapoznanie się z fabułą książki spowodowały, że chętniej jej się przyjrzałam. Lubię powieści grozy, a ten tytuł bardzo dobrze się w tym gatunku odnajduje.
Piotr Kulpa to człowiek orkiestra. Pisze wiersze, powieści, dramaty, piosenki. Frontman zespołu „meakulpa”. Prowadzi amatorski teatr Trupa Propaganda. Mieszka w Bełchatowie z żoną, córką i psem. Do tej pory wydał dwie powieści familijne: Ciepełko oraz Hala i Bas. Żona mówi o nim „dziecko z brodą”. Wierzy, że świat będzie kiedyś gorszy.
Przenosimy się do malowniczej miejscowości Wisioły w Starogórach. Tymoteusz Smuta otrzymuje w spadku po dziadkach ich dom z przyległościami. Ten niepijący alkoholik postanawia pozostawić swoją dość dobrą pracę i wraz z żoną Magdą – stomatolog, oraz synkiem Czarusiem przenieść się w góry. Decyzję o wyjeździe z zatłoczonego miasta podejmują prawie bez zastanowienia. Wierzą, że na nowych dla nich terenach uda im się uzyskać spokój, rozwinąć swoje pasje, a przede wszystkim mają wiarę, że ich synek zacznie mówić. Początkowo wszystko idzie po ich myśli, jednak z czasem zauważają, że zachowanie mieszkańców Wisioł nie jest normalne. Jedyny, który jest przychylny rodzinie Smutów to cygan Gajgaro. Dlaczego dla Gajgaro tak zależy, aby Smutowie mu zaufali, i przede wszystkim, w jaki sposób porozumiewa on się z ich synem, skoro ten drugi nie mówi?
Mroczne siedlisko to pierwsza część trylogii Pan na Wisiołach. Historia zapowiada niesamowitą i mroczną fabułę, która jest umiejscowiona jakby się wydawało w zwykłej wsi. Bo cóż może się dziać w krainie mlekiem i miodem płynącej? Moje początki z lekturą nie zapowiadały się pozytywnie. Za szybko oczekiwałam rozwoju akcji i pierwsze kilkanaście stron lekko mnie nużyły. Jednak z czasem fabuła pomimo swojej jednostajności zaczynała wciągać mnie swoim klimatem, językiem, jakim operuje autor. To wszystko przez prolog, który rozbudził we mnie dość wysoko postawione nadzieje. Sporo tu niedomówień, które obiecują sporą dawkę grozy. Bez obaw, tu będzie się działo.
Postawienie naprzeciw siebie sielskiej miejscowości i nie do końca tak przyjaznych jej mieszkańców, który maja wiele za uszami wobec rodzinie Smutów powoduje, że momentami ciarki przechodzą po plecach.
Już sama okładka sugeruje, że coś jest nie tak, że nie będzie kolorowo. Piotr Kulpa stworzył mroczną historię, która pomimo mojego początkowego zdziwienia – o co tak naprawdę chodzi? – spowodowała, że później nie mogłam się od niej oderwać. Tymoteusz i Magda z czasem dochodzą do wniosku, że jednak nie do końca odnajdą się w tej niewielkiej miejscowości z nieprzychylnymi im sąsiadami, wydaje się, że jedynie ich syn Czaruś czuje się tu dobrze.
Mroczne siedlisko jest powieścią grozy z elementami psychologicznymi. Główny bohater stara się odnaleźć w zastanej rzeczywistości, gdzie z czasem powracają do niego wydarzenia sprzed lat, wpada w lekką paranoję, i nie jest pewien czy to, co się z nim dzieje jest realne czy to tylko wymysł chorej jego wyobraźni.
Polubiłam rodzinę Smutów, polubiłam stworzony przez autora świat pełen wierzeń słowiańskich. Mnóstwo tu magii i nierealnych zjawisk. Umiejscowienie tego w niewielkiej sielskiej miejscowości powoduje, że wszystkie te elementy składają się w spójną całość i tworzą niesamowitą historię.
Bardzo chętnie sięgnę po kolejną część trylogii Krzyk Mandragory, gdyż zakończenie bardzo mnie zaintrygowało.