W labiryncie nieznanej przeszłości

Recenzja książki Więzień labiryntu
Labirynt to zazwyczaj symbol negatywny – zła, chaosu, pułapki, duchowych tortur. Labirynt przytłacza, przeraża i odstręcza nieodgadnionym. Z perspektywy mitologicznej i religijnej, jego obecność zaobserwować można przede wszystkim w czymś, co ogólnikowo nazwać można by piekłem. W antycznej Grecji z labiryntem łączono Minotaura, a później – za sprawą Dantego – z piekielną hierarchią. Jeżeli więc James Dashner pragnął historię zamknięcia w postapokaliptycznym (dystopijnym?) duchu, to po motyw lepszy, niż labirynt chyba sięgnąć nie mógł.
Ilustracja na okładce powieści Dashnera przypomina mi malarstwo Salvadora Dali albo Rene Magritte’a. Mam na myśli, oczywiście, pierwszą z okładek stworzoną przez wydawnictwo Papierowy Księżyc, zanim jeszcze pojawił się film i „Więzień labiryntu” dorobił się kolejnego wydania – z plakatową obwolutą. Jest w niej coś niepokojącego, mrocznego, budzącego wrażenie całkowitej bezsilności oraz seria innych, trudnych do opisania obaw. Właśnie w ten sposób – emocjonalnie – powinny oddziaływać na potencjalnego czytelnika wszystkie okładki. Powinny wabić i nęcić nieodgadnionym.
Thomas budzi się w windzie. Jedyne, co pamięta, to swoje imię. Wszystko inne pozostaje zamazane, nieczytelne i nierealne. Otumaniony rozgląda się po ciasnym, ciemnym wnętrzu. Nagle rozlega się brzęk, drzwi windy zostają otwarte, a do środka wdziera się boleśnie jasne światło, które przysłaniają jedynie liczne twarze chłopców w różnym wieku. W ciągu kilku minut Thomas dowiaduje się kilku nierealnych rzeczy. Przede wszystkim, że znalazł się w Strefie otoczonej Labiryntem zamieszkałym przez Bóldożerców – mroczne pół-maszyny, pół-bestie. Wrota Labiryntu rozwierają się każdego ranka i zamykają każdego wieczora. A nocą… Nocą ściany Labiryntu przesuwają się, zmieniając znane w nieznane. Chłopcy żyją w Strefie już dwa lata. Zwiadowcy przemierzają kolejne trasy pułapki, szukając wyjścia. Bezowocnie. Czy Thomas faktycznie jest inny, jak twierdzi dowódca Streferów – Alby? Czy może poprowadzić ich ku wolności? I czy faktycznie istnieje jakaś wolność? Prawda jest straszniejsza, niż można by podejrzewać.
Czytelnik zostaje wrzucony w świat Strefy i Labiryntu tak samo, jak Thomas. W pewnym sensie jest więcej Streferem. Wraz z szesnastolatkiem rozwiązuje kolejne tajemnice i podejmuje ryzyko, nie wiedząc, co się dzieje, ani czy czeka go happy end. Poznaje zasady rządzące Strefą, hierarchię i kolejne imiona. Chłopców jest około sześćdziesięciu, ale z imienia czytelnik poznaje tylko kilku, podobnie Thomas. Dodatkowo, w zasadzie nie ma czasu na złapanie oddechu. Akcja powieści rozgrywa się na płaszczyźnie zaledwie kilku dni, a dzieje się naprawdę sporo.
Psychologia postaci nie istnieje. Nie może. Bohaterowie nie mają przecież wspomnień, a ich jedyną motywacją jest chęć wydostania się ze Strefy i Labiryntu. Rodzi się pytanie o źródło zróżnicowań osobowości bohaterów. Czy to z powodu szczątków pamięci? A może owa pamięć istnieje gdzieś w każdym z nich tylko mimowolnie, nieświadomie i odciska się na działaniach i podejmowanych decyzjach? Kolejne postaci zdają się jednowymiarowymi cechami charakteru, a nie żywymi ludźmi. Thomas to przede wszystkim odwaga, Minho – rozwaga, Chuck – niewinność, i tak dalej. Co staje się agregatorem tych przymiotów?
„Więzień labiryntu” to jedna wielka niewiadoma. Nie sposób domyślić się, dlaczego bohaterowie trafili do Labiryntu; dlaczego spotkało to akurat ich; kim są – wszyscy razem i każdy z osobna; z jakiego powodu większość z nich to chłopcy?; kto kryje się pod mianem Stwórców. Kolejne wydarzenia to nowy kod Enigmy, której szyfr zna jedynie autor – James Dashner.
Nowatorstwo powieści widać przede wszystkim w sferze językowej, aczkolwiek zabiegi pisarza nie przypadły mi do gustu. Wulgaryzmy – zapewne ze względu na docelowych odbiorców – zostały zamienione na substytuty typu „purwa”. Sensu zmiany niektórych pojęć w ogóle nie rozumiem – między innymi zastąpienia „okey” wyrazem „ogay”. Jeżeli mam być szczera, to tak naprawdę językowe wariacje, są dla mnie rodzajem popisówki pisarza. Ich występowanie nie posiada logicznego uwarunkowania. Dlaczego, nawet młodzi chłopcy, ludzie żyjący w wiecznym strachu i obawie przed śmiercią lub wiecznością w zamknięciu, mieliby zmieniać określenia na bardziej infantylne? Zwłaszcza, jeżeli na każdym kroku pokazują, że są dojrzali i roztropni? Niezależnie jednak od neologizmów, „Więźnia labiryntu” cechuje, na tle innych utworów o podobnym targecie, językowe bogactwo. Dashner posiada talent zwłaszcza, jeżeli chodzi o budowanie metafor; tworzy własne porównania, zapominając o tych utartych i zgodnych ze schematem.
„Więzień labiryntu” to bardzo dobre rozpoczęcie trylogii. Mnogość tajemnic – kreowanych od początku lektury aż do ostatniej strony – pozostawia czytelnika nie tylko z informacyjnym niedosytem, ale i pragnieniem jego zaspokojenia. Nie razi nawet fakt, że chwilami fabuła wydaje się nielogiczna, a bohaterowie jakby nie potrafili stwierdzić, jaką posiadają osobowość. Chwile dojrzałości przeplatają się z infantylnością, brutalność i groza z dziwacznie ułagodzonymi wulgaryzmami. Można się w tej powieści zagubić. Jak w labiryncie.

Po tę i inne recenzje zapraszam na: http://rec-en-zent.blogspot.com/2014/12/recenzja-ksiazki-wie...
0 0
Dodał:
Dodano: 10 XII 2014 (ponad 10 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 256
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: Alicja
Wiek: 32 lat
Z nami od: 21 I 2011

Recenzowana książka

Więzień labiryntu



Kiedy Thomas budzi się w ciemnej windzie, jedyną rzeczą jaką pamięta jest jego imię. Kiedy drzwi się otwierają jego oczom ukazuje się grupa nastoletnich chłopców, która wita go w Strefie - otwartej przestrzeni otoczonej wielkimi murami, która znajduje się w samym centrum wielkiego i przerażającego Labiryntu. Podobnie jak Thomas, żaden z mieszkańców Strefy nie wie z jakiego powodu się tu znalazł i...

Ocena czytelników: 4.83 (głosów: 49)
Autor recenzji ocenił książkę na: 4.5