„Zabrana o zmierzchu”, to jak dotąd najlepsza część serii. Zdecydowanie. Strony przewracały się praktycznie same, wzrok błądził szybko po tekście, a ja myślałam „co dalej? Co dalej?”. Śmiałam się, płakałam i martwiłam wtedy gdy robiła to Kyle. Zżyłam się z nią oraz resztą obozowiczów, a sięganie po nowe części to jak powroty do dawno niewidzianych przyjaciół za którymi się tęskniło. Książkę przeczytała w kilka godzin i w tym czasie targały mną przeróżne emocje, ale na końcu znalazłam, to na co tyle czasu czekałam – wiem kim jest główna bohaterka, nie jest to co prawda wyjaśnione, ale coś tam już wiem i liczę, że w „Whispersat Moonrise” Hunter naświetli to dużo bardziej. Tym czasem z czystym sumieniem mogę przyznać, że najnowsza powieść jest bardzo dobra, czyta się szybko i z zaangażowaniem, historia wciąga od pierwszych stron, a perypetie bohaterów sprawiają, że bez problemu mogłam się z nimi zżyć. Liczę, że kolejne będą jeszcze lepsze.
„Wodospady Cienia” są serią, która z tomu na tom się rozkręca i jest coraz ciekawsza, jakby autorka potrzebowała czasu na rozkręcenie swojej wyobraźni. No ale, jakkolwiek by nie było „Zabrana o zmierzchu” wciąga, bawi, wzrusza, czasem denerwuje, ale przede wszystkim sprawia, że nie zauważa się umykającego czasu, a to chyba najlepsza rekomendacja dla tytułu. Fani serii na pewno się nie zawiodą.
Całość recenzji na:
http://zapatrzonawksiazki.blogspot.com/2014/12/coraz-blizej-...