Tove Alsterdal jest uważana za najlepszą szwedzką autorkę kryminałów. Urodziła się w 1960 roku w Malmö, pracowała jako dziennikarka, dramatopisarka i autorka scenariuszy filmowych. Alsterdal mieszka w Sztokholmie i to właśnie tam osadziła część akcji książki "Grobowiec w ciszy". Autorka zadebiutowała powieścią "Kobiety na plaży" i jeśli jest tak dobra jak drugie dzieło to ja już dziś deklaruję poszukiwania tej lektury. Obie książki stały się w Szwecji bestsellerami, więc chyba warto.
Katrine od ośmiu lat mieszkała w Londynie i pracowała jako dziennikarka radiowa. Tworzyła tam związek z Alaisterem, jednak czy szczęśliwy...? I potem jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki traci pracę oraz otrzymuje informację, że musi wracać do Sztokholmu, gdyż jej matka jest ciężko chora. Kiedy Katrine dociera do mieszkania matki doznaje szoku... Smród, brud i ukrywanie choroby powodowane wstydem - to właśnie wynik tego, że matka była sama a syn mieszkający zaledwie trzy kilometry dalej nie interesował się nią tak, jak powinien. Teraz Katrine musi nadrobić ten czas, podczas którego była tak daleko od domu i nie mogła poświęcić rodzicielce tyle, ile by chciała.
Kobieta porządkując pocztę chorej napotyka na korespondencję z Centrum Maklerskiego, z którego jasno wynika, że Ingrid Hedstrand ma posesję w Kivikangas, małej wiosce na północy kraju, tuż przy granicy z Finlandią. Katrine zupełnie nie wie co myśleć o sytuacji. Matka nigdy nie mówiła, że jest właścicielką czegokolwiek w miejscu gdzie się urodziła. Nie chciała nawet snuć opowieści z przeszłości, nie lubiła wspominać, pomijała wiele kwestii ze swojego dzieciństwa. Dlaczego? Wiele pytań rodzi się w głowie dociekliwej dziennikarki. Przede wszystkim zastanawiający jest fakt, iż anonimowa osoba chętna do zakupu domu oferuje za niego ogromną kwotę. Musiałby to być pałac, by był wart tej ceny. Czy matka, która została umieszczona na oddziale geriatrycznym szpitala z objawami demencji, będzie chciała udzielić córce jakichkolwiek informacji? Brat Katrine jest bardzo łasy na pieniądze i bez zastrzeżeń chce pozbyć się posesji, której nawet na oczy nie widział. Jednak bohaterka ma na ten temat inne zdanie... Udaje się więc na koło podbiegunowe, by zobaczyć na własne oczy historię swojej rodziny, przeszłość dotyczącą matki. Co uda jej się odnaleźć? Jaki wpływ na jej poszukiwania będzie miało morderstwo, które poprzedziło jej przyjazd a dotyczyło sąsiada? Czego dowie się o swojej rodzinie? Gdzie zaprowadzi ją trop odnaleziony w Kivikangas? Jakie tajemnice ukryła przed nią matka? Na ile uda jej się rozwikłać wszystkie zagadki i odnaleźć odpowiedzi i spokój? Zwłaszcza, że będzie musiała zmierzyć się z biurokracją rosyjską, wspomnieniami kogoś, kto z Rosji powrócił, plotkami we wsi, kolejną śmiercią oraz licznymi strachami i całą gamą emocji. Zagrożone jest nawet jej życie!
Uwielbiam takie książki, które kryją w sobie tak wiele zagadek i tajemnic. Od pierwszych kart lektury pojawia się bowiem pytanie, kto zabił niedoszłego olimpijczyka - Larsa-Erkkiego Svanberga? Kto jest ojcem Ingrid, czyli dziadkiem bohaterki? Jakie są jego losy? Co wspólnego ma historia Katrine ze śmiercią jednego z rosyjskich bossów mafii? Co odkryje w Rosji, która nie do końca zechce odkrywać swoją przeszłość?
Śmiało mogę powiedzieć, że autorka genialnie połączyła kryminał z sagą rodzinną oraz powieścią detektywistyczną. Każdy, kto lubi takie historie zanurzy się wprost w kolejnych rozdziałach, przeniesie do Skandynawii i Rosji obecnej i tej w przeszłości. Oprócz tajemnic rodzinnych i kryminalnych, mamy też okazję poznać trochę historii i powiązań między Rosją, Szwecją i Finlandią. Muszę przyznać, że sporo było momentów, które wręcz burzyły mi krew w żyłach, jeśli chodzi o traktowanie ludzi przez innych ludzi.
Może i książka nie jest idealna, bowiem znajduję pewne minusy, jednak uważam, że zasługuje na miano świetnej. Co mi się nie podobało? Nie lubię zagranicznej literatury, w której napotykam na nieprzetłumaczoną treść. Niestety, w przypadku "Grobowca z ciszy" są to całe zdania w językach obcych dla mnie i jak sądzę dla wielu innych, zwykłych czytelników. O ile jeszcze język angielski znam na tyle, że sobie poradziłam, to niestety języków skandynawskich ani rosyjskiego nie znam. Drugą kwestią, której mogłabym coś zarzucić jest fakt, że nie wszystkie wątki zostały do końca wyjaśnione, zakończone. Rozumiem, że nie zawsze autor kończy myśli, czasami przecież pozostawia otwarte zakończenia, jednak tutaj pojawiły się wydarzenia, na które - przynajmniej moim zdaniem - został nałożony pewien nacisk sugerujący, że to ważne i zostanie wykorzystane w późniejszej fabule.
Za wyjątkiem opisanych powyżej denerwujących mnie rzeczy, mogę z czystym sumieniem polecić Wam książkę wprost ze Szwecji. Ja nie mogłam doczekać się końca, wciąż przedłużałam czytanie "o jeden rozdział" i marzyłam, by poznać kolejne wydarzenia. To chyba oznacza, że mi się podobało i wciągało?! Jeśli lubicie taką właśnie literaturę - sięgnijcie koniecznie.
Recenzja pochodzi z mojego bloga czytelnicza-dusza.blogspot.com