Dopiero gdy wiesz, że ktoś z łatwością może Cie opuścić, doceniasz, gdy zostanie."
Dosyć długo zwlekałam z przeczytaniem „Łotra”, nie wiem dla czego, bo przecież „Misja ambasadora” podobała mi się. Trudi Canavan ponownie zabiera nas w magiczną krainę. W powieści obserwujemy kilka wątków. Dla mnie chyba najbardziej nużącym była historia Ambasadora Dannyla. Autorka miała tutaj ogromne pole do popisu. Szkoda, że nie rozwinęła na przykład historii plemienia Duna, o których tylko wspomina. Przy postaci Dannyla najwięcej skupia się na jego dylematach związanych z uczuciami. Zawiodłam się trochę również na postaci Sonei. W poprzednich książkach była trochę lepiej dopracowana. Jedną z najciekawszych historii była historia Lilii i Naki, która zawiera przerażające przesłanie. Również Lorkin i jego przygody nie były nudne. Jego rozwijająca się miłość do Tyvary była naprawdę słodka (że się tak wyrażę ;D).
Niektórym może nie spodobać się dosyć rozwinięty wątek homoseksualny. I ostrzegam jest tego trochę, bo nie dotyczy już tylko Dannyla i Tayenda. W tej części mam wrażenie, że Trudi Canavan zamiast skupić się na czymś ciekawszym, między innymi na poszukiwaniach Skellina czy nauce Lorkina, poświęca historię w głównej mierze na uczuciach, co było nużące. Brakowało mi tego dreszczyku emocji, który pojawiał się tylko sporadycznie. Mam wrażenie, że to była próba przeciągnięcia, żeby wszystkiego wyszło jak najwięcej i powstał jeszcze jeden tom.
http://magiczneksiazki.blogspot.com/