Palmy, plaża, turkusowe morze, jednym słowem raj, szczególnie w jesienno-zimowe dni, kiedy szaruga daje się we znaki, brzmi zachęcająco. Tenże Eden jest życiowym celem czwórki mężczyzn, spełnieniem marzeń, które towarzyszą im od dzieciństwa. Nikt oprócz nich nie wie o tej tajemnicy, boją się ośmieszenia, w końcu powinni chcieć robić kariery, awansować, a nie śnić o meczach siatkówki plażowej i drinku z parasolką. Szef, Kajdan, Czarny i Łysy - ksywki jeszcze z lat szkolnych, nie mające nic wspólnego z cechami zewnętrznymi, a nawet charakteru. Jak osiągnąć upragniony cel, gdy nie ma się pieniędzy na jego realizację? Gra w totolotka nie daje upragnionych pieniędzy, a uczciwa praca na pewno nigdy nie pozwoli na taki wyjazd, szczególnie gdy ma on już być na zawsze, a nie tylko wakacyjnym wypadem. Pozostaje więc tylko jedno rozwiązanie - napad na bank, oczywiście nie na żadną małą filię i czy oddział, jak już działać to na dużą skalę, bo jak coś się nie uda to lepiej iść do więzienia za wielką sprawę, a nie za drobnostkę. Wszystko dokładnie zostało zaplanowane, opracowane i przemyślane, oczywiście w najgłębszej dyskrecji, tylko zaufane grono zna szczegóły, tak by zminimalizować ryzyko wpadki. Wystarczy jednak kilka nierozważnych słów jednego z uczestników i ktoś zaczyna się interesować pomysłem czwórki przyjaciół, ale kto uwierzy, że czwórka szarych obywateli wcieli taką ideę w życie. Na pewno jest to nieprawodopobne dla policji. Gdy drobne problemy z gadulstwem zostają zażegnane vel nikt nie daje wiary takim rewelacjom. Czas by poznać od strony praktycznej miejsce akcji i dopracować detale, w tym ma pomóc znajomy terrorysta - przysługa za przysługę, jak to wśród znajomych, bardziej lub mniej odległych. "Fachowe" oko wychwytuje słabe i mocne punkty obiektu, do tego oczywiście też rady specjalistów co i gdzie "podłożyć", po prostu optymalizacja zadania. Gdyby jeszcze nie wątpliwości optymizm tryskałby jak fontanna, ale podobno tylko głupcy nie zastanawiają się nad ewentualnymi konsekwencjami swoich czynów, nawet jeżeli myśli się w kategoriach "na plus".
Sam napad przebiega wzorcowo zgodnie z planem, ochrona obezwładniona, łup zdobyty i nim policja nadjeżdża sprawcy są już daleko i nawet nie spóźniają się do swoich obowiązków służbowych. Istna sielanka, lecz pojawia się problem z pieniędzmi - gdy ich brak źle, a gdy nadmiar to też niedobrze, bo trzeba je rozsądnie zagospodarować. No, ale najważniejsze - wylot na Kajmany zabukowany, w końcu o to cały czas chodziło tylko pasażerowie jacyś tacy jak z filmów katastroficznych ... a szczęście dopisujące do tej pory aż w nadmiarze jakby opuściło trójkę bohaterów, czwarty wolał zostać na starych śmieciach i raczej najlepiej na tym wyszedł. Ale do rzeczy bo palmy są, piasek jest, tylko w międzyczasie zdarzyło się porwanie samolotu i spotkanie mało sympatycznego kolegi z liceum no i wyśnione Kajmany okazały się Bahamami, lecz kto by się przejmował takimi drobiazgami jak nazwa, jeżeli wszystkie pozostałe elementy się zgadzają, tylko gdzieś się podział Łysy.
Chyba każdy ma swoje "Kajmany", miejsce wymarzone, taki osobisty raj, który pomaga przetrwać mniej lub bardziej trudne chwile. Autor przedstawił historię z gatunku "co by było gdyby ..." - gdyby ktoś nie poprzestał tylko na marzeniach i zrobił to o czym inni tylko mówią. Opis perypetii bohaterów w ich drodze do celu jest podany w dość lekkim tonie, trochę satyrycznym trochę komediowym, w efekcie czego ma się czasem wrażenie czasem lekkiego surrealizmu. Chociaż są też refleksje na temat co zrobić z życiem gdy już się jest w samym środku swego marzenia, a nadal czegoś brakuje.