Jak powszechnie wiadomo, miłość jest najpiękniejszym uczuciem, jedną z najważniejszych i najcenniejszych wartości w życiu. Któż z nas nigdy nikogo nie kochał, choćby platonicznie? Kto nie chce być kochanym, nie chce czuć się potrzebnym drugiemu człowiekowi? Nie znam ani jednej takiej osoby. Możemy żarliwie zaprzeczać i skrywać nasze uczucia i pragnienia przed całym światem, ale w rzeczywistości wszyscy chcemy znaleźć swoją bratnią duszę, brakującą połowę. Nikomu nie uśmiecha się być samotnym.
Jednak miłość ma również mroczne oblicze – może być toksyczna, a czasem wręcz destrukcyjna. Wielu z nas doświadczyło odrzucenia bądź zerwania, nawet nie jeden raz. Bolało, prawda? Lecz ilu z nas kochało tak mocno i bezwarunkowo, żeby być w stanie dużo znieść i wszystko – wszystko! – poświęcić dla wybranka/-ki serca?
Cóż… Bohaterka recenzowanej książki z pewnością mogłaby teraz unieść rękę jak pilna uczennica i wykrzyknąć: „ja!”.
Na „Wiecznych” Almy Katsu czyhałam bardzo długo, aż w końcu któregoś dnia upolowałam tę pozycję na promocji w Matrasie. Wiem, że nie powinno się oceniać książek po okładkach, ale przyznam szczerze – tylko nie bijcie! – że tutaj w pierwszej kolejności przyciągnęła mnie właśnie okładka: czarna z białymi napisami i czerwonymi rysunkami (lubię połączenie czerni, czerwieni i bieli). Och, cóż… dola osoby uwielbiającej ładne rzeczy, co zrobić…
Styl pisania autorki nie był jakiś super niesamowity (podobnie jak w innych powieściach YA), aczkolwiek dzięki temu łatwo się wciągnęłam.
Muszę powiedzieć, że zaczęło się interesująco – policja przywiozła do szpitala znalezioną w lesie, oskarżoną o morderstwo dziewczynę, która przedstawiła się lekarzowi i oznajmiła mu podczas badania, że wraz z ukochanym mieszkali w miasteczku dwieście lat temu. Mężczyzna uznał to za żart, ale kiedy pacjentka skaleczyła się skalpelem, a rana sama się zamknęła, zszokowany i zafascynowany postanowił pomóc jej w ucieczce i posłuchać opowieści.
Bohaterka imieniem Lanore (w skrócie Lanny) faktycznie mieszkała w miasteczku przed dwustoma laty i była bardzo, ale to bardzo zakochana w przystojnym Jonathanie. Niestety, nadano mu reputację kobieciarza. Tylko zabawił się uczuciami dziewczyny, ale desperacko kochająca Lanny postanowiła specjalnie zajść z nim w ciążę, żeby go przy sobie zatrzymać (dzisiaj wiele kobiet też usidla w ten sposób mężczyzn). Gdy jej plan się powiódł, rodzice dowiedzieli się o tej hańbie i wysłali Lanny hen daleko do klasztoru w Bostonie, by tam urodziła w tajemnicy. Lanore jednak uciekła i została zabrana z ulicy przez nieznajomych. Trafiła w ręce pięknego księcia Adaira, który wprowadził ją w świat zmysłowych, seksualnych rozkoszy…
Z czasem czar prysł jak bańka mydlana, a bajkowe życie Lanny zmieniło się w wieczne piekło pełne tortur, bólu i strachu o Jonathana, którego wciąż kochała. Historia o tyle nieprawdopodobna, że Adair nie był tym, za kogo się podawał, i posiadał niezwykły dar, który przekazał bohaterce…
Szczegóły? Zakończenie? Nie śmiem zdradzić...
Jak już wspomniałam, książka mi się spodobała. Ciekawa przeszłość bohaterów, jeszcze ciekawiej ukazany obraz życia w dawnych czasach, no i dodatkowo nieśmiertelny wątek paranormalny – to jest to.
Zatracałam się na każdej stronie coraz bardziej, z szybko bijącym sercem. Nie umiem stwierdzić, czy pomysł autorki był oryginalny – po części na pewno – ale chętnie sięgnę po następne tomy, kiedy się pojawią.
Podsumowując: polecam miłośnikom (głównie chyba miłośniczkom) paranormal romance.