Do literatury antyutopijnej mam słabość jak już kiedyś pisałam, więc gdy z opisu książki wywnioskowałam, że może ona zawierać coś takiego postanowiłam po nią sięgnąć. Również pochlebne recenzje spowodowały, że zaczęłam zastanawiać się co ona ma w sobie takiego.
Podobał mi się pomysł klonowania ludzi w ujęciu pani Cohn. A dodatkowo narracja prowadzona jest właśnie z perspektywy jednego z klonów – młodej bety, Elizji. Każdy klon ma swoje zadanie, a zadaniem młodej dziewczyny było towarzyszenie rodzinie gubernatora. Dominium to wyspa, na której każdy chciałby się znajdować. Autorka stworzyła niesamowity raj na ziemi – słodkie lenistwo obezwładniające każdego człowieka w nim – lecz jedynie dla najbogatszych. Najczystsze powietrze, piękne i spokojne morze.
Aspektem, który najbardziej mnie zainteresował w całej powieści to odkrywanie Elizji, że potrafi odczuwać i może walczyć o swoje i nie jest w tym jedyna. Bohaterka jest wykreowana bardzo ciekawie – jest odważna, nie boi się przeciwstawić. Mamy również do czynienia z motywem rebelii, co jest bardzo charakterystyczne dla książek z tego gatunku. Mam nadzieję, że w kolejnej części Rachel Cohn rozszerzy go bardziej. Jednak ci co oczekują jakiegoś napięcia bardzo srogo się zawiodą. Książka w większości poświęcona jest wewnętrznym przeżyciom Elizji. Przyznaję, że po opisie oczekiwałam czegoś ciut ciekawszego. Dopiero pod sam koniec zaczyna akcja przyspieszać (dlaczego czasami zawsze sama końcówka jest najciekawsza?). Jednak muszę przyznać, że autorka wykreowała ciekawą wizję przyszłości i porusza naprawdę dobre pytanie: czy klonowanie ludzi jest możliwe? A jeśli tak, czy klon różni się czymś od człowieka?
http://magiczneksiazki.blogspot.com/