„W rozrachunku między miłością, a stratą, to miłość popychała mnie do walki o to, by... oddychać”.*
Chyba każdy z nas nosi maski, za którymi chowamy się, by stwarzać pozory i za mocno nie obnażyć przed kimś, kto może to wykorzystać. Stwarzamy również pozory gdy w naszym życiu dzieje się coś strasznego i nie chcemy lub nie możemy tego ujawnić. Wstydzimy się, boimy czy też próbujemy chronić osoby trzecie. Ale każdy ma granice wytrzymałości i gdy zostają przekroczone wszystko inne przestaje mieć znaczenie, pragnie się tylko uwolnienia od tych, co krzywdzą.
Emily, zwana przez wszystkich Emmą, jest szesnastolatką mieszkająca u wujostwa Carol i Grega. Jej tata nie żyje od dawna, a mamie z powodu problemów alkoholowych odebrano prawa do opieki nad nią. Dziewczyna jest zdolna, zdobywa dobre oceny, bierze udział w zajęciach pozalekcyjnych i odnosi sukcesy w sporcie. Robi dosłownie wszystko by dostać się na uczelnię i nie stwarza żadnych problemów wychowawczych. Z powodu swojej skrytości nie ma zbyt wielu przyjaciół, a właściwie koleguje się tylko z Sarą, co jej bardzo odpowiada. Skrywa bowiem tajemnice o tym, co tak naprawdę dzieje się za drzwiami jej domu i nawet Sarze nie mówi wszystkiego. Pragnie tylko przetrwać szkołę i udać się na studia. Uważa, że da radę, ale w tym przekonaniu trwa tylko do pewnego momentu…
Od chwili gdy ukazały się zapowiedzi „Powodu by oddychać” książka zyska mnóstwo fanów i wszyscy wiązali z nią duże nadzieje. Blurb zapowiada powieść pełną emocji, wstrząsających wrażeń. Liczyłam, że jak inne powieści z gatunku NA i ta chwyci mnie za serce i sprawi, że nie będę mogła zapomnieć, miałam nadzieję iż zachwyci mnie tak samo, jak większość czytelników. Jak było w rzeczywistości?
Rebecca Donovan podjęła się bardzo trudnego zadania i pomimo wszystko muszę stwierdzić, że przyłożyła się do pisania. Przemoc, fizyczna jak i psychiczna, w rodzinie to nadal temat tabu i opisanie go z pewnością nienależny do łatwych rzeczy. Autorka jednak, że tak powiem, wgłębiła się w psychikę ofiary i udało jej się przedstawić bohaterkę myślącą jak pokrzywdzona, dbającą o pozory i pragnącą wyrwać się z piekła, w którym tkwi. Skrupulatnie, wręcz z przerażającą dokładnością, opisuje poszczególne sceny i sytuacje, które nie pozostają czytelnikowi obojętne. Ukazuje tok rozumowania głównej bohaterki, jej siłę i determinację, by nic się nie wydało. Relacja Carol – Emma wywołuje strach i niepewność, bo w każdej chwili można spodziewać się ataku. Niektórych rzeczy nie do końca da się pojąć, ale możliwe iż to zamysł powieściopisarki i wątpliwości zostaną rozwiane w kontynuacjach. Książka jest dopracowana, przemyślana, układa się w spójną oraz logiczną całość i nigdy nie wiadomo co czeka na kolejnych stronach.
Ze wszystkich postaci stworzonych przez Donovan najbardziej istotna jest Emma, co do której mam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony imponuje tym, że się nie poddaje, walczy i próbuje przetrwać każdy atak w nią skierowany. Nie załamuje się tylko staje wręcz idealna, ale wycofana, grająca według reguł oprawcy. Zaś z drugiej za nic nie jestem w stanie pojąć czemu pozwala by tak nią pomiatać, jej tłumaczenia mnie nie przekonują niestety i bardzo łatwo potrafiłabym je obalić, chociaż jestem w stanie im odrobinę przytaknąć, a raczej temu, że rozumiem obawy nastolatki. Ma w sobie burzę emocji i zostały one trafnie opisane. Pozostali bohaterowie zostali równie dobrze wykreowani i dopracowani, widać, że się wyróżniają między sobą i każdy ma do odegrania jakąś istotną rolę.
Do tej pory może tak tego nie widać, ale „Powód by oddychać” wywołał we mnie przeróżne i sprzeczne emocje. Nie jestem tym tytułem zachwycona, ale i nie czuję wielkiego rozczarowania. Chociaż przyznaję, że potrzebowałam przerwy w czytaniu i dopiero za drugim razem na dobre „wgryzłam” się w historię i dałam ponieść skrajnym odczuciom. Irytowała mnie ta powieść, sprawiała, że zgrzytałam z bezsilności zębami i załamywałam ręce, ale z drugiej strony bywały chwile kiedy nie mogłam powstrzymać śmiechu i uśmiechu w tych pojedynczych dobrych momentach. Nie potrafię jednak zaakceptować tego, że nikt nic nie zrobił, szczególnie, że było widać iż coś jest nie tak, a niektórzy o tym wiedzieli. Potrzebowałam czasu, aby to jakoś sobie ułożyć i móc czytać dalej. Nie jest to książka najgorsza, ale i nie najlepsza. Zakończenie okazuje się być jak wiadro zimnej wody, nie sposób nie myśleć „co dalej?!”. Z całą pewnością po kontynuację sięgnę, ale już z innym nastawieniem, pragnę tylko, by w końcu coś drgnęło i się zmieniło.
Pierwszy tom Oddechów większość czytelników zachwycił, ale mnie niestety nie tak bardzo, jakbym sobie tego życzyła. Dałam mu drugą szansę i ostatecznie nie żałuję czasu poświęconego nad nim, ale nie wszystko mi się podobało, a zwłaszcza bierność oraz momentami zaprzeczanie samemu sobie, czy też irracjonalny tok rozumowania. Ani nie odradzam, ani nie polecam- samemu trzeba zdecydować czy sięgnąć po powieść.
*Rebecca Donovan, „Powód by oddychać”
http://zapatrzonawksiazki.blogspot.com/2014/11/ile-cierpieni...