Z Gillian Flynn spotkałam się już jakiś czas temu przy lekturze Zaginionej dziewczyny, która zrobiła na mnie niesamowite wrażenie i wyprała mnie całkowicie z uczuć. Dlatego też bardzo chętnie, mając taką możliwość sięgnęła po jej wcześniejszy tytuł Mroczny zakątek.
Samotnie wychowująca czwórkę dzieci kobieta, ledwie wiąże koniec z końcem. Jej były mąż nie przykłada się do wychowywania dzieci, przyjeżdża tylko wtedy, gdy potrzebuje pieniędzy na własne wojaże. Na domiar złego, najstarszy syn zafascynowany satanizmem wpada w kłopoty, jest posądzany o molestowanie małych dziewczynek. Pewnej nocy dochodzi do tragedii – kobietę i jej dwie córki ktoś morduje w bestialski sposób. Udaje się jedynie przeżyć najmłodszej siedmioletniej wówczas Libby, która oskarża o tę zbrodnię swego brata – Bena. Chłopak nie ma jak się bronić i w dość szybkim czasie zostaje skazany.
Mija dwadzieścia pięć lat, a Libby targają wyrzuty sumienia, gdyż wie, że to nie jej brat jest winien tej zbrodni, a oskarżenia, jakie wobec niego postawiła były manipulowane. W jej życiu pojawia się pewien mężczyzna, przedstawiciel Klubu Zbrodni, sugerując, że pomoże jej w odnalezieniu prawdziwego zbrodniarza.
Mroczny zakątek to posępny thriller psychologiczny, przez który bardzo długo się przedzierałam. Akcja jest powolna i bardzo gęsta, co sprzyjało mojemu lekkiemu zdenerwowaniu i nie raz chęci ciśnięcia książką w kąt. Od literatury tego typu wymagam płynnej akcji, świetnie nakreślonych bohaterów, i ciągłego niedopowiedzenia, aż do zakończenia lektury, zabawy z czytelnikiem i sugerowaniem coraz to innych odpowiedzialnych za zbrodnię osób. W wypadku Mrocznego zakątka dostałam jedynie to ostatnie, dopiero na ostatnich stronach autorka zdradziła, kto jest mordercą.
Sama bohaterka irytowała mnie swoim postępowaniem od samego początku. Z tragedii, jaka spotkała jej rodzinę zrobiła biznes, gdyż dostając spore odszkodowanie, mogła żyć jak pączek w lukrze. Niestety z czasem, po wielu latach pamięć zawodzi, a i pieniądze na konto zaczęły coraz rzadziej wpływać. Nową skarbonkę znalazła we współpracy z Klubem Zbrodni.
Autorka mocno skupia się portretach psychologicznych przedstawionych bohaterów, a fabułę poznajemy z perspektywy trzech osób. Lubię kluczenie autora od bohatera do bohatera, poznawanie jego punktu widzenia, sugerowanie się takim a nie innym postępowaniem – i to się autorce udało.
Jednak dla mnie było stanowczo za wolno, akcja momentami zastygała w miejscu i w żółwim tempie się rozwijała, by za chwilę ponownie zwolnić. Nie powiem sam pomysł na fabułę intrygujący i nader ciekawy, autorka również posługuje się świetnym piórem, swoje opisy niesamowicie koloruje… jednak to tempo, a wręcz jego brak strasznie męczy.
Spodobało mi się bardzo opisanie sytuacji Bena, chłopaka z problemami dorastania, który starał się znaleźć własnego siebie, pomysł na siebie. Szukał wszędzie, jak każdy nastolatek, który nie ma pomysłu na życie, nie ma przykładu, na którym może się wzorować, bo cóż powiedzieć o jego ojcu – tchórz. Nie dość, że Ben został posądzony o molestowanie tak naprawdę zmyślone przez dziewczynki, to już został naznaczony i bardzo łatwo było dorosłym postawić opinię, posądzić go o morderstwo na własnej rodzinie. I to on po latach w celi nie stara się osądzać ludzi, nie szuka winy w innych.
Spodziewałam się, że po lekturze Zaginionej dziewczyny, Mroczny zakątek również zrobi na mnie podobne wrażenie, niestety było zaledwie dobrze.