Debiutancka powieść Ewy Seno zrobiła na mnie pozytywne wrażenie. I choć miałam kilka zastrzeżeń do głównej bohaterki, pomysł na fabułę bardzo przypadł mi do gustu, a samo zakończenie dało mi nadzieję na ciekawe doświadczenia podczas przygody z kolejnym tomem serii. Dlatego też, kiedy w moje ręce wpadła „Cena odwagi” nie mogłam powstrzymać się przed „zatopieniem” w lekturze.
Nina Keler w wieku osiemnastu lat straciła najbliższe osoby i dowiedziała się, że jej dotychczasowe życie było kłamstwem. Okazało się, że nie jest przeciętną nastolatką, lecz królewną z rodu Mendelaview zamieszkującego planetę Mandora. Gdyby tego było mało oddała serce największemu wrogowi swojego ludu – Alexusowi, który bez skrupułów wykorzystał ją do osiągnięcia własnych celów. Zraniona, zdezorientowana i pełna obaw postanawia wkroczyć na drogę własnego przeznaczenia. Ale czy wychowana na Ziemi i nieznająca swojego dziedzictwa nastolatka będzie w stanie podołać roli, jaka napisało dla niej życie?
Akcja powieści rozpoczyna się dokładnie w tym samym momencie, w którym zakończył się „Tatuaż z Lilią”. Nina wraz z grupą strażników wyrusza na poszukiwanie najpotężniejszego maga, który jako jedyny mógłby pomóc w ujarzmieniu i okiełznaniu drzemiących w niej mocy. Nie jest to jednak proste, ponieważ do miejsca jego pobytu nie ma map, a nieliczne wskazówki nie dają jednoznacznej odpowiedzi. Niebezpieczeństwo podroży potęguje nie tylko ścigający ich Alexus, ale też konieczność odwiedzania planet, które nie zawsze zamieszkują przyjaźnie nastawione istoty.
Podobnie jak w pierwszym tomie czytelnik od pierwszych stron wpada w wir wydarzeń i do ostatniej strony nie ma chwili wytchnienia. Dzieje się dużo i szybko, dlatego lektura momentami może przypominać biegi i to nie w maratonie. Wędrówka bohaterów pozwala jeszcze bardziej „wejść” w wykreowaną rzeczywistość i obcować z różnorodnymi nadnaturalnymi stworzeniami oraz magią. Niestety brak dbałości o szczegóły i galopujące tempo sprawiają, że ten aspekt powieści został zrealizowany pobieżnie i trochę po macoszemu. A przecież tkwiący w nim potencjał dawał wiele możliwości, które niestety nie zostały w pełni wykorzystane. Nie podobało mi się też ułatwianie życia bohaterom, którzy nie musieli wkładać wiele wysiłku w realizację zamierzeń, gdyż wszystko co potrzebne autorka podawała im na tacy w postaci nadprzyrodzonych zdolności czy magicznych gadżetów.
Natomiast bohaterowie, do których miałam najwięcej zastrzeżeń podczas lektury pierwszego tomu nie poprawili swoich notowań. Nina w roli królewny nie bardzo się odnajduje. I choć trochę drażniło mnie to określenie, bo królewny to raczej w bajkach dla dzieci występują, to z drugiej strony ta dziewczyna nie miała ani jednej cechy godnej królowej. Znów swoim zachowaniem zaprzeczała wizerunkowi, jaki próbowała przede mną stworzyć. A kiedy każda pojawiająca się po raz pierwszy postać oznajmiała „Masz charakterek”, tylko utwierdzałam się w przekonaniu, że czytelnik na podstawie postawy Niny nie jest w stanie tego charakteru dostrzec i co jakiś czas musi otrzymywać informację dosłowną. Drażniła mnie jej lekkomyślność, podatność na wpływy i szybkość z jaką wskakiwała do łóżka kolejnym mężczyznom. Trochę lepiej jest w przypadku postaci drugoplanowych, które momentami potrafiły pokazać trochę temperamentu.
„Cena odwagi” niestety nie dorównała swojej poprzedniczce. Może gdyby autorka nie próbowała zmieścić tylu pomysłów i treści w jednym tomie, bardziej skupiła się na kreacji bohaterów oraz wykorzystaniu potencjału stworzonej rzeczywistości, to wartość literacka tej historii by wzrosła. Zabrakło mi trochę zaskoczenia, zwrotów akcji, a samo zakończenie wywołało we mnie odczucie deja vu i mam tylko nadzieję, że dalszy rozwój wypadków nie pójdzie w kierunku o jakim myślę. Nie rozumiem też zamysłu robienia z głównej bohaterki dziewczyny, która nie potrzebuje wiele by wpaść w ramiona mężczyzny i oddać mu serce oraz ciało. Jestem zawiedziona, ale mimo to pisarka zaciekawiła mnie na tyle, że jestem skłonna sięgnąć po kolejny tom, choć już bez wielkiego entuzjazmu.