Z całą śmiałością i odwagą na jaką mnie stać mogę wysunąć wniosek, że nasza rodzima literatura obfituje we wszelkiej maści powieści fantastyczne. Najsławniejszym polskim autorem można okrzyknąć Andrzeja Sapkowskiego, bo nawet na języku polskim, w gimnazjum, omawialiśmy fragment jednej jego powieści. Nie możemy narzekać, bo mamy czym się pochwalić. O sadze o Wiedźminie słyszał już chyba każdy, w grę zagrał niejeden fan serii czy po prostu komputerowych rozgrywek. Wspominam tutaj o klasyku polskiej literatury fantastycznej, ale nie mogę zapomnieć również o Jakubie Ćwieku, którego twórczość uwielbiam, miło wspominam i czekam na kolejne tomy przygód Chłopców, którzy zawsze poprawiają mi humor. Jednak na polskim rynku jest wiele niszowych autorów, którzy nie wybili się tak bardzo jak panowie, o których wcześniej wspomniałam, ale mają ku temu wielkie predyspozycje.
Moim zdaniem właśnie taką szansę wybicia powinien dostać Adrian Atamańczuk, który swoją powieścią Arlin zrobił na mnie i wielu czytelnikach pozytywne wrażenie, jednak to za mało, bo tą książkę trzeba po prostu rozsławić. Nie przepadam za taką stricte fantastyką, bo to dla mnie za ciężki orzech do zgryzienia, jednak postanowiłam otwierać się na nieznane mi do końca gatunki a co z tego wynikło – przeczytajcie dalszą część tekstu!
Powieść jest podzielona na dwa opowiadania, pierwsze z nich dotyczy pewnego ważnego wydarzenia z dzieciństwa tytułowej bohaterki – Arlin. Książę Cienia to krótka opowieść o tym jak mała dziewczynka podjęła odpowiednią decyzję co doprowadziło do uratowania jej i mieszkańców wioski, w której mieszkała razem z ojcem i bratem. Z racji mojego przyszłego gastronomicznego wykształcenia porównałabym tą część do przystawki czy też zakąski, zaostrza ona apetyt czytelnika na dalsze przygody bohaterki oraz jej towarzyszy. Dziewczyna nie ma pojęcia, że wiedźma, którą spotkała będzie miała tak wielkie znaczenie w jej przyszłym, dorosłym życiu. Po tej jakże apetycznej przystawce autor serwuje nam danie główne, od pierwszych stron wita czytelnika w swoim świecie jak w najwykwintniejszej restauracji, opisuje go tak jakby był realny i dzięki słowom doprowadza czytającego do rozkosznych doświadczeń, bo dzięki nim wszystko nabiera barw i smaku. Nie chcę zdradzać za dużo z fabuły tej powieści, bo chyba to nie jest celem tego tekstu. Chcecie więcej? Przeczytajcie opis, ja mam zamiar napisać o tym co mi się podobało oraz o tym co nie bardzo.
Język, którym posługiwał się pan Adrian bardzo przypadł mi do gustu. Czasami miałam wrażenie, że postaci wspomniane na kartach książki wpadną zaraz do mojego pokoju. To trochę niepokojące, ale spodobało mi się na tyle, że brnęłam dalej. Niestety historia i tak okazała się dla mnie trochę za ciężka, widocznie jeszcze nie jestem odpowiednio przygotowana na takie powieści. Znowu spotkałam się z mnogością bohaterów i dziwnymi imionami czy nazwami, które było mi trudno zapamiętać, jednak nie wpłynęło to znacznie na jakość czytania, bo dzięki temu, że zajęło mi to tyle czasu mogłam rozkoszować się każdym kęsem i utwierdzić się w przekonaniu, że jeszcze nie czas na taki typ powieści.
Arlin, jako główna bohaterka, przypadła mi od razu do gustu. Jest taką bohaterką, o jakiej marzę w lekkich powieściach dla nastolatek. Niestety nie często tak się zdarza. Widocznie muszę sięgnąć po coś cięższego, aby moje małe fanaberie zostały zaspokojone.
Co mogę jeszcze napisać – mi Arlin spodobało się, ale na razie muszę odpocząć od tego typu powieści i nie porywać się na więcej. Jeżeli macie takie samo podejście jak ja, znaczy chcecie spróbować fantastyki to polecam Wam tą powieść w stu procentach, głównie przez wzgląd na niezbyt wielką objętość dzięki czemu lektura nie będzie dłużyła się w nieskończoność. Moim zdaniem, pan Atamańczuk ma wielki potencjał, który pokazał w tej powieści i mam nadzieję, że szersze grono czytelników usłyszy o nim i jego twórczości.