W jednym z ostatnich postów obiecywałam Wam, że opowiem jakie ujęcie Paryża przedstawiła w swojej powieści Deborah McKinlay. Sam tytuł książki "Cała nadzieja w Paryżu" sugerował już odkrywanie tajemnic tego miasta a okładka dodatkowo przyciągała wzrok. Nie będę ukrywać, że oczekiwałam po tej książce Paryża i jego klimatu. A co otrzymałam?
Eve Petworth jest samotną angielską kobietą po czterdziestce. Dlaczego samotną? Otóż tak naprawdę to na własne życzenie. Jej matka trzymała ją od zawsze "żelazną ręką" i kiedy tylko dziewczynie udało się spotkać chłopaka i pójść z nim na randkę, okazało się że jest w ciąży. Nie była na to przygotowana. Ani na dziecko ani na ślub. Dlatego niedługo po sakramentalnym "tak" szanowny małżonek odszedł w siną dal zostawiając Eve z małą córeczką. Prawdziwym wychowaniem Izzy zajęła się matka Eve i to z nią dziewczynka miała najlepszy kontakt. Obecnie Izzy żyje planami małżeńskimi angażując matkę w przygotowania. Jednak dla Eve nie są to na tyle pozytywne emocje, na ile być powinny jeśli chodzi o ślub jedynej córki. Izzy wciąż wspomina zmarłą babcię, co sprawia że Eve boleśnie uświadamia sobie swoje błędy, jednak nie do końca mogąc coś naprawić w ich wzajemnych relacjach. Wciąż miewa ataki lęku pojawiające się nagle i paraliżujące ją całkowicie. Jak Eve poradzi sobie ze ślubnymi przygotowaniami? Czy pojawienie się w jej życiu ojca Izzy wraz z obecną żoną i dziećmi zmieni coś w jej przeżywaniu przeszłości?
Eve uwielbia czytać, gotować i oddawać się pracy w ogrodzie. I to właśnie dwie pierwsze pasje sprawiają, iż pod wpływem impulsu pisze list do mieszkającego w Stanach Zjednoczonych Jacksona Coopera. Jack jest autorem książki "Martwe litery", w której to zdanie o jedzeniu przez bohatera brzoskwini staje się dla Eve pretekstem do skreślenia kilku słów tradycyjnego listu. Ta krótka wiadomość, na którą autor odpisuje z nieskrywaną radością, daje początek nieprawdopodobnej, kulinarnej wymianie korespondencji między dwojgiem ludzi w podobnym wieku i o podobnych zainteresowaniach. Jack bowiem również lubi oddawać się eksperymentom kuchennym a otrzymywane od Eve rady, pomysły i przepisy sumiennie wykorzystuje. Oczywiście w zamian dzieli się swoimi doświadczeniami.
Akcja toczy się równolegle w Anglii i Ameryce. Wyspiarskie wydarzenia skupiają się na teraźniejszości i przeszłości Eve i jej rodziny, zwłaszcza córki. Analizowana jest sytuacja, kiedy seniorka rodu jeszcze żyła i jaki wpływ wywarła na przyszłych pokoleniach. Śledzimy przygotowania do ślubu Izzy, walkę Eve ze swoimi słabościami a także jej zaangażowanie w korespondencję z pisarzem. Czy Eve zgodzi się na propozycję Jacka i spotka się z nim w Paryżu? O czym tak naprawdę marzy Eve i za czym tęskni? Czego brakowało jej w dotychczasowym życiu?
Wątek amerykański uraczy nas za to opisem życia znanego pisarza i jego problemami z weną i kobietami. Jego przyjaciel jest lubianym aktorem i obaj uwielbiają oddawać się dobrej zabawie w wyśmienitym towarzystwie. Czy kobiety pojawiające się w życiu Jacksona dadzą mu to, czego on oczekuje od życia na progu pięćdziesiątych urodzin? Czy potrafi - po dwóch nieudanych małżeństwach - stworzyć z kimś udany związek? Jaki wpływ na jego życie ma kobieta zza oceanu - Eve? Czy autor odnajdzie w sobie nowe pokłady weny twórczej, by stworzyć bestseller?
Książka należy do gatunku spokojnych obyczajówek, czyli w moim mniemaniu jest bardziej refleksyjna i skłaniająca do gruntownych analiz swojego życia niż typowa powieść obyczajowa z ogromem wydarzeń. Idealnie opisuje ją cytat z okładki:
"Misterna opowieść o tęsknocie i stracie (...) Zakończenie zaparło mi dech w piersiach." [Beatriz Williams]
Faktycznie powieść jest misternie "uszyta" przez autorkę, niesie z sobą pokłady emocji, tęsknoty bohaterów za tym co w swoim życiu utracili. Nie mogę powiedzieć, że lektura mi się nie podobała, ale o tym co mnie drażniło muszę wspomnieć. Przede wszystkim denerwowało mnie to, że wpisane w rozdziały treści korespondencji pomiędzy Eve i Jacksonem nie pasują czasem do tekstu, który znajduje się potem. Czytając wątek, potem list oczekiwałabym, że po nim wątek zostanie poprowadzony dalej a tymczasem autorka przenosi czytelnika w zupełnie inne miejsce. Jestem w stanie nawet przymknąć oko na kilkanaście literówek znalezionych w tekście, jednak czego nie mogę przeżyć? Że książka jest pięknym chwytem marketingowym obiecującym Paryż a tymczasem strasznie malutko tu Paryża...
Mimo minusików jest to książka warta uwagi, bowiem potrafi czytelnika wciągnąć, zaciekawić i trzymać jego uwagę w garści aż do samego końca. Do ostatniego akapitu, kiedy to... tego nie napiszę, ale uwierzcie i mnie i autorce cytatu z okładki - dla samego ostatniego akapitu warto przeczytać "Całą nadzieję w Paryżu".
Recenzja pochodzi z mojego bloga czytelnicza-dusza.blogspot.com