Gdy poprzednio postanowiłam wypożyczyć jakąś krótką książkę Christie, dopiero po powrocie do domu zorientowałam się, że jest to zbiór opowiadań. I tym razem niewiele do tego brakowało, jednak w porę to zauważyłam i już z pełna świadomością wzięłam "Pułapkę na myszy" ze sobą. Tak więc dumna z siebie zaczynam czytać. Aż tu nagle przy drugim opowiadaniu pojawił się zgrzyt. Okazało się, że cztery z ośmiu przedstawionych tu historii czytałam już w "Śmiertelnej klątwie". Wiem, że po części sama jestem sobie winna, skoro zignorowałam znajomo brzmiące tytuły, ale jednak pewna uraza zostaje.
Nowo otworzony przez młode małżeństwo pensjonat, pierwsi goście, dwóch niespodziewanych przybyszów i zamieć, która odcięła całe to towarzystwo od świata zewnętrznego. Dodajmy jeszcze niedawną zbrodnię w Londynie, mordercę czyhającego na kolejną ofiarę i jeden z tych z pozoru niewinnych, a jednak dziwnie niepokojących dziecięcych wierszyków - "Pułapka na myszy" gotowa. Pomimo zaledwie 60 stron (czyli i tak jest to najdłuższe z opowiadań) na poprowadzenie akcji, autorce w iście mistrzowski sposób udało się zbudować napięcie, poczucie niepewności i wywołać, zarówno u bohaterów, jak i u czytelnika szereg podejrzeń. A ostatecznie także kompletnie wywiodła mnie w pole.
Do znanych mi już wcześniej opowiadań nie będę wracać (choć były nawet niczego sobie). Wspomnę tylko, że łączy je osoba panny Marple. Z kolei z pozostałymi trzema powiązany jest Herkules Poirot, o którym zdecydowanie za rzadko miałam okazję czytać. Odkryte przez przypadek morderstwo, sprawa pewnego porwania oraz historia dowodząca siły ludzkich przyzwyczajeń - oto z czym będzie się musiał zmierzyć.
Pierwsze i jednocześnie najdłuższe opowiadanie czytało mi się świetnie. Z kolei reszta... Cóż, nie były złe, jednak dziesięć stron nie wystarczyło, by zbudować właściwe napięcie, czy potrzymać czytelnika nieco dłużej w niepewności. Zagadki kończyły się, zanim czytelnik zdołał się nimi w pełni zainteresować. A to odebrało im sporo czaru, zamieniając w zwykłe czytadła na wolną chwilkę. Mimo to nie narzekam. Wygląda na to, że znów utwierdziłam się w przekonaniu, że wolę powieści Christie od jej opowiadań (w każdym razie tych krótszych). Czy sięgnąć po "Pułapkę na myszy"? Decyzja należy do Was, jednak uważam, że warto zapoznać się przynajmniej z tytułowym opowiadaniem.
"Czyż mogę komukolwiek udowodnić, że nie jestem zbrodniczym maniakiem? Nie, nie mogę. Bardzo trudno udowodnić, że kimś się nie jest."
Recenzja z mojego bloga:
http://krople-szczescia.blogspot.com/2014/10/a-chistie-puapk...