Opis książki niezwykle intrygujący i okładka też świetna, ale niestety środkiem się zawiodłam. Już wyjaśniam dlaczego...
Pomysł zwierząt jako nieodłącznych towarzyszy ludzi jest zarazem nowy, ale już pojawił się wcześniej w trylogii „Mroczne materie” Phillipa Pullamna. Tam były one częścią duszy człowieka, zaś tutaj są swoistą karą i źródłem magii. To dzięki nim inni rozpoznają osobę, która ma coś na sumieniu. I to jest jeden z większych plusów tej książki. Kolejnym może być miejsce akcji, a mianowicie Johannesburg.
Co do fabuły.. Zastanawiam się po co autorka wprowadzała te wszystkie wtrącenia pomiędzy rozdziałami... Nie wnosiły nic ważnego do fabuły (może tylko czasami coś wyjaśniały), a tylko przeszkadzały w czytaniu. Kolejnym ogromnym minusem jest akcja, której właściwie nie ma... Nie była przewidywalna, ale również nie zaskakiwała. Myślałam, że te poszukiwania będą o wiele ciekawsze, że będzie się coś działo, a tu klapa. Autorka przeskakuje od jednego wątku do drugiego, by ponownie powrócić do poprzedniego i przez to wszystko staje się bardzo zagmatwane. W pewnych chwilach chciałam już się poddać i przestać czytać, bo nie potrafiłam już jej dokończyć, ale zostało niewiele stron, więc się zmusiłam.
Podsumowując: książka miała niesamowity potencjał, tylko szkoda, że do końca nie został on wykorzystany. Nie zniechęcam do przeczytania „Zoo City”, ale ostrzegam też, że nie jest to powieść przyprawiająca o dreszczyk emocji.
http://magiczneksiazki.blogspot.com/2014/10/lauren-beukes-zo...