Miasto świateł i Rose

Recenzja książki Podróż do miasta świateł. Rose de Vallenord
Po raz kolejny mogłabym się kajać i tłumaczyć, dlaczego ta książka - mimo iż w czasie premiery wyczekiwana i wytęskniona - nadal stała na regale z nieczytanymi lekturami... Ale tak to już czasem jest, że nie zawsze udaje się wszystko to, czego oczekujemy i pragniemy. Nie będę też ukrywać, że bardzo chciałam poznać dalsze losy Róży i Niny, których historie wciągnęły mnie już ponad rok temu, kiedy czytałam pierwszy tom serii - "Podróż do miasta świateł. Róża z Wolskich".

Teraz zaś będę miała ukochany klimat Paryża podwójnie, gdyż w chwili, gdy Wy będziecie czytać tę recenzję, ja zagłębię się w książce "Cała nadzieja w Paryżu". Ciekawa jestem odmienności ukazania tego samego miasta w innych wizualizacjach autorów.

Wierzycie w przeznaczenie? Po tym, co zdarzyło się w moim życiu prywatnym w czwartek, chyba zacznę wierzyć... Podobnie zresztą jak w przypadku głównej bohaterki - Róży z Wolskich. Już czytając pierwszy tom byłam przekonana, że zostanie żoną Rogera, stąd jej nazwisko w tytule tomu drugiego - Rose de Vallenord. [Czytelniku - jeśli nie znasz pierwszego tomu nie czytaj, recenzja popsuje Ci dobrą zabawę]. Jakież było moje zdziwienie, kiedy nagle Roger umiera i to będąc mężem innej kobiety - nie Róży! Skąd zatem jej nazwisko?

Jej postać zaintrygowała mnie już zresztą podczas lektury "Cukierni pod Amorem", kiedy to pojawiła się zaledwie na ułamek chwili... Chyba tylko po to, by rozsycić ciekawość czytelnika. Czym skusił mnie początek tomu drugiego, prowadzonego równolegle w dwóch czasoprzestrzeniach życia: Róży i Niny?
Zacznijmy od dziewiętnastowiecznego wątku: Serge Babouchkine, bliski przyjaciel Rose, próbuje pocieszyć ją po stracie wieloletniego obiektu miłosnego - księcia Rogera. Rose, mimo że nie powinna, udaje się do zamku Vallenordów na jego pogrzeb. Nie wyobraża sobie dalszego życia, gdyż wciąż liczyła na cud, że będą razem. Z marazmu wyrywa ją tragedia rodzinna jej przyjaciela z dzieciństwa - Fabiena, którego to córką (Lucie) Róża postanawia się zająć. Odzyskuje też inspirację do malowania, gdyż musi jakoś zarabiać a na jej drodze pojawia się Marc Dupont, do którego jej serce poczuje niejako sympatię. Jak potoczą się ich losy? Czy ich związek to prawdziwa miłość i Róża odzyska w nim spokój ducha po śmierci Rogera? Czy może i tutaj los sprawi jej psikusa? Uwierzcie - jest czym się ekscytować!

W drugim wątku, prowadzonym w 2011 roku, bohaterką jest Nina Hirsch (akademicki nauczyciel historii sztuki), która próbuje rozwikłać zagadkę kradzieży obrazów Rose de Vallenord. Jej misją jest również obrona obrazu wiszącego w hotelu w Zajezierzycach u Igi Toroszyn przed nieznanym złodziejem. W Paryżu Nina próbuje podążać śladami Rose - odwiedza cmentarze, muzea, wędruje w miejsca, którymi przechadzała się malarka. Swoje żale i niepowodzenia Nina wypłakuje podczas spotkań z francuską przyjaciółką Zoe, której opowiada o swoich poszukiwaniach, a także o samotności po odejściu - niezrozumiałym zresztą - Miłosza. Nina nie wie przecież, co pod koniec pierwszego tomu serii, jej matka powiedziała Miłoszowi... Czy Nina dowie się prawdy i uratuje swoją miłość? Czy zdoła w tej sytuacji naprawić stosunki z matką? Gdzie doprowadzi ją śledztwo w sprawie obrazów Rose? W jaki sposób połączą się ich historie? Otóż część tej tajemnicy mogę jeszcze ujawnić. Nina poznaje bowiem Rubena, obecnego właściciela zamku Vallenordów i ta z pozoru przyjemna znajomość, mająca na celu wymianę informacji przerodzi się w dość sensacyjne wydarzenia.

Powieść niewątpliwie zaspokoiła moją ciekawość związaną z nieodkrytymi po tomie pierwszym wątkami i tajemnicami. Autorka zawarła bowiem w książce sporo emocji, humoru i tragedii. Są oszustwa, tragedie ludzkie, nieudane małżeństwa, wojna, prawdziwa przyjaźń, problemy rodzinne, kłamstwa, a także fascynacja i miłość. Są też ucieczki, ale najbardziej wstrząsającą rolę odgrywa zamek Vallenordów - idealne miejsce, by kogoś więzić...
Dzięki licznym wędrówkom Niny po "mieście świateł" miałam okazję pospacerować po znanych i nieznanych zakątkach tej uroczej stolicy, pić kawę w maleńkiej kafejce i odwiedzać muzea ze skarbami Francji.
Muszę przyznać, że powieść Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk jest świetną lekturą, wprawdzie nie tylko, ale chyba najlepiej pasuje do jesiennych wieczorów. Czytelnik dostaje bowiem ucztę na długie godziny, przecież dwie tak wyraziste i charakterne bohaterki nie mogą nas znudzić. Może ktoś uzna, że niektóre sytuacje nie są możliwe i nie zdarzają się w codziennym życiu... Ale przecież to literatura piękna! Trochę wyobraźni i cudów na kartach może przecież przemienić los bohaterów, prawda?


Recenzja pochodzi z mojego bloga czytelnicza-dusza.blogspot.com
0 0
Dodał:
Dodano: 29 IX 2014 (ponad 10 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 218
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: Ewelina
Wiek: 44 lat
Z nami od: 19 V 2013

Recenzowana książka

Podróż do miasta świateł. Rose de Vallenord



Choć Rose i Nina żyją w zupełnie innych czasach, mają bardzo podobne doświadczenia. Obie po zawodach miłosnych jadą w podróż do miasta świateł. Obie, wbrew faktom, żywią nadzieję, że pobyt w Paryżu przyniesie im ukojenie. Czy te oczekiwania się spełnią? Nina, historyczka sztuki z Warszawy, wyrusza śladami Róży ponad sto lat później. Pragnie wyjaśnić zagadkę serii kradzieży dzieł słynnej malarki. S...

Ocena czytelników: 5 (głosów: 4)
Autor recenzji ocenił książkę na: 5.0