Na początku zaznaczę, że sądziłam, iż „Pragnienie” to trylogia. Tymczasem po lekturze trzeciego tomu wiem już doskonale, że to nieprawda. Internet podpowiada – seria napisana przez Carrie Jones liczy tomów cztery. Nienajlepsza to dla mnie wiadomość, bowiem przez „Oczarowanie” przebrnęłam już z niejakim trudem. Dręczy mnie obawa, jakoby przeczytanie czwartej części było jeszcze mniej przyjemne. No nic. Kupiłam książkowe trio za jednym zamachem, to mam (już boli mnie fakt, że będę musiała przeznaczyć kolejne fundusze na inwestycję w Carrie Jones…).
Raz jeszcze zacznę od okładki, która z uporem maniaka wciąż prezentuje niekompletną twarz. Tym razem kobiecy profil z uwodzicielsko rozchylonymi ustami. Spomiędzy wysmarowanych pomarańczowo(brzoskwiniowo?)-złotym błyszczykiem warg, ulatuje trochę złotego pyłu. Tło oczywiście czarne z jakimiś mazajami, które z pewnością miały być mroczne. Obwoluta w zestawieniu z samą powieścią raz jeszcze wydaje się więc rzeczą dopracowaną. Skąpa nie jestem, toteż kolejne gratulacje wędrują w stronę wydawnictwa Bukowy Las.
„Oczarowanie” zaczyna się dosłownie tam, gdzie skończyło „Zniewolenie”. Bohaterowie wreszcie się wypindrzyli i udają teraz na szkolny bal, co jest absolutnie i bezbrzeżnie idiotyczne, jeżeli weźmie się pod uwagę: a) grasujące w okolicy, krwiożercze piksy; b) fakt, że Zara zaledwie kilka godzin wcześniej stała się królową piksów i tak serio, to nawet nie wie, co potrafi, nie mówiąc o tym, czy nie ma przypadkiem chrapki na to, by kogoś zabić; c) co najważniejsze – zaledwie przed kilkoma dniami, zginął (wykrwawiając się) ukochany Zary i najlepszy przyjaciel reszty paczki, czyli Nick. Śmierć Nicka i jego trafienie do Walhalli (miejsca poległych bohaterów z mitologii nordyckiej, bo przecież nastolatek z Maine taki heroiczny był…) jest zresztą Zarze chyba na rękę, bo mimo - to tu, to tam - udzielanych zapewnień, mizdrzy się do Astley’a, że się czytelnikowi robi niedobrze (przynajmniej mi się robiło). W każdym razie „Oczarowanie” opisuje kolejne poszukiwania wskazówek i samej Walhalli, by odebrać Nicka śmierci. Jest kilka walk, kilka tajemnic, kilka dramatów. A czy samego wilka udaje się ostatecznie uwolnić, tego dowiecie się, czytając „Oczarowanie”.
Zara, wraz z kolejnymi tomami, kompletnie straciła charakter i stała się jedynie imieniem wypisanym na kartce papieru. Pamiętacie jak rozpaczała po stracie ojca? Jak więc myślicie, co dzieje się z dziewczyną po stracie ukochanego? A no, pudło. Nic się nie dzieje. Zara trochę gada, że Nick, że szkoda i, że chciałaby się przytulić, ale tak naprawdę brzmi to jak wyznania bohaterów z „Ukrytej prawdy” czy „Dlaczego ja?”. Nie przeszkadza jej to jednak w „przyjaźni” z Astleyem, którego przelotnie dotyka; do którego się przytula; i z którym rozmawia o sprawach nieporuszanych z przyjaciółmi. Carrie Jones niby prezentuje czytelnikowi miłosny trójkąt, ale trzeba być skrajnie niedomyślnym, żeby nie połapać się, jak się to love story zakończy.
O ile w „Zniewoleniu” przyjaciele Zary przesunęli się z pierwszego planu na drugi, o tyle w „Oczarowaniu” zepchnięto ich do ról statystów. Myślę, że stanowią jedynie pretekst do dialogów, które również, z tomu na tom, stają się coraz słabsze i nudniejsze.
Poziom głupoty bohaterów sięga w „Oczarowaniu” zenitu. Wbijanie się do zatęchłego pubu, by spotkać się z potencjalnie niebezpiecznym dla życia człowiekiem bez skrupułów, w dodatku nikomu o tym nie mówiąc, to po prostu… Wiecie co? Chyba wolę dać odpocząć opuszkom palców, niż opisywać, co o tym myślę. Zwłaszcza, że mógłby z tego wyjść bardzo wulgarny elaborat.
Jedynym interesującym motywem powieści pozostaje mitologia nordycka, a jej szkice z poprzednich tomów zaczynają nabierać kolorów. Carrie Jones wspomina nieco o panteonie bóstw, zasadach i wierzeniach. Sami bogowie prezentują się nieco fałszywie i nazbyt sztucznie, ale jestem fanką mitologii i nawet fakt, że mogę ponarzekać na nieścisłości (przynajmniej jest na co), wprawia serce moje w przyspieszony rytm.
Nie wspominałam o tym wcześniej, jakoś tak mi to umknęło, ale każdy z tomów może pochwalić się niecodziennym wprowadzeniem rozdziałów. W „Pragnieniu” Carrie Jones przed każdym fragmentem przywoływała nazwę fobii i jej krótką definicję, co umiarkowanie przypadło mi do gustu. W „Zniewoleniu” prezentowała fragmenty pisanej przez bohaterów książki o piksach, co nie podobało mi się wcale, bo teksty zdawały się powtarzać i przypominały próby analfabety. W „Oczarowaniu” autorka zdecydowała się na fragmenty z gazet i wiadomości, co jest kompletnie nietrafionym pomysłem, ponieważ, żeby udawać styl informacyjny, trzeba go rozumieć. Informacje Carrie Jones, niestety, nie mogłyby pojawić się nawet w szkolnej gazetce.
Nie ma, co owijać w bawełnę. „Oczarowanie” to jak dotąd najgorsza części serii Carrie Jones (ale nie bójcie się, wciąż czekam na premierę… o. Internet podpowiada mi, że wydawnictwo Bukowy Las, z powodu małego zainteresowania serią, nie wyda części czwartej). Wobec wpisanej w nawias informacji, nie pozostaje mi nic innego, jak odwieść Was od czytania tej tetralogii. Sprawa byłaby równie przykra, co ta z serialem „Heroes” – który skończył się w najbardziej interesującym momencie – gdyby nie fakt, że „Pragnienie” to cykl słaby i zwodniczy (daje złudną nadzieję, że rzecz będzie lekka, zabawna i nieco autoironiczna, by kolejnymi tomami wrażenie to bez skrupułów obalić). Radujcie się więc, że nie będę już psioczyła na część czwartą i zabiorę się za coś innego, a od Carrie Jones trzymajcie się z daleka.
Recenzja z mojego bloga:
http://rec-en-zent.blogspot.com/2014/09/recenzja-ksiazki-ocz...