Drugi tom serii „Pragnienie”, to jedna z tych książek, z której recenzowaniem zwlekałam. Odkładałam chwilę, kiedy będę musiała napisać, że… że „Zniewolenie”, to doskonały przykład tego, iż serie nie zawsze się udają. Niektóre powieści, nawet z gatunku paranormalnego romansu, powinny po prostu zostać jednotomową przygodą. Bardzo żałuję, że Carrie Jones nie podzielała mojego zdania, kiedy opisywała historię Zary. O pierwszym tomie wydałam opinię, jakoby „Pragnienie” należało do grupy bardzo zabawnych, autoironicznych komedii. Teraz już wiem, że była to opinia błędna. Nie było żadnej autoironii, jedynie kiepska książka.
Okładka powieści nie zmieniła się zanadto. Wciąż utrzymana jest w tonacji czerni, bieli i złota. Zdjęcie przedstawia tym razem połowę twarzy. Spod spuszczonych rzęs pomalowanej na złoto powieki, spływa samotna, złota łza. W tle prószy śnieg. Raz jeszcze rzeknę: brawo, Bukowy Las, jest naprawdę dobrze. Chociaż skromnie, to doskonale dopasowanie.
Po prawdzie niezbyt zmieniła się również fabuła powieści Carrie Jones. Po wydarzeniach poprzedniego tomu Zara i jej przyjaciele przyjęli na siebie rolę karmicieli uwięzionych piksów. Owe uwięzienie jest rzeczą tylko tymczasową, dopóki nie wymyślą czegoś lepszego, ale, jak wiadomo, prowizorki lubią pozostawać rozwiązaniami ostatecznymi. Życie upływałoby wszystkim spokojnie, gdyby do zimnego Maine nie przybyły kolejne piksy. Historia zaczyna się od początku – kolejne patrole, kolejne walki, kolejne tajemnice. Zmienia się jednak Zara. Kiedy w okolicy pojawia się dwóch nowych królów na jednego reaguje wyjątkowo – błękitnym kolorem skóry. Astley, bo tak nazywa się przybysz, zarzeka się, że jest inny niż wszystkie znane Zarze piksy. Chociaż on także pragnie uczynić z Zary swoją królową, ta czuje, że może mu ufać…
Love story i trio ożywa raz jeszcze. W pierwszym tomie, drugi z walczących o względy Zary chłopak, zginął, więc Jones musiała wyczarować nowego. Romans bohaterki z nową postacią, to jedynie niewinny i niedopowiedziany flirt, ale wyraźnie widać, co autorka serii planuje robić w kolejnych częściach historii Zary. Love story wydaje się o tyle frapujące, że Astley to piks, a więc postać moralnie niepoprawna. I nie chodzi tutaj wyłącznie o antagonizmy w stylu – good boy, bad boy. Astlay to władca rasy, która dyktowana pragnieniem, wysysa krew z młodych chłopców. Jak przedstawić matce kogoś takiego? (Zwłaszcza jeżeli matka sama wywinęła się kilkanaście lat wcześniej z rąk podobnego kolesia?)
W „Zniewoleniu” Carrie Jones zdecydowała się skomplikować nieco fabułę. Pojawia się więcej nawiązań do mitologii nordyckiej, więcej tajemnic i więcej niebezpieczeństw. Kolejne dramaty wydają się być wydarzeniami naprawdę niespodziewanymi, ale też – z racji swojej nagłości i nieprzewidywalności – nieco sztucznymi. Finał drugiego tomu stawia pod znakiem zapytania sensowność pierwszej części historii Zary.
Po przeczytaniu „Pragnienia” zadowolona byłam z kreacji głównej bohaterki powieści. Wydawała się postacią z krwi i kości, która potrafi przeżywać autentyczne emocje. Cierpiała po stracie ojca, buntowała się, bywała wredna, miała własne plany i zakochiwała się – irracjonalnie, ale bez zbędnych dramatów i udziwnień. Ot, dwoje nastolatków, którzy wpadli sobie w oko. „Zniewolenie” każe mi jednak zweryfikować ten osąd. Okazuje się, że po stwierdzeniu „od teraz mam chłopaka” dziewczyna traci część swojej samodzielności i charakteru. Zara staje się niemalże usłużnym pieskiem. Jeżeli coś robi, to zawsze w tajemnicy przed Nickiem, co uważam za głupie i nielogiczne. Z kolei samo zakończenie tomu, ostatnie pięć stron, to już popis absolutnej alogiczności emocjonalności bohaterki. Chciało mi się wyć, kiedy czytałam o jej motywacjach.
Poza Zarą pozostałe postacie niemalże stoją w miejscu. Do grupy dołącza niejaka Cassidy, ale sens jej obecności raczej do mnie nie dociera. Ot, pani Jones potrzebowała chyba jeszcze jednej dziewczyny do kompletu, żeby zrównoważyć siłę płci. Devyn staje się jeszcze bardziej przemądrzały, Issie jeszcze bardziej zakompleksiona. Nick doprowadza mnie do szału faktem, że relatywizm moralny, zdaje się być mu ideą kompletnie nieznaną. Ilość testosteronu, jaka się z niego wylewa, sprawia, że czuje się tym hormonem zainfekowana. Jakby zaraz miała mi urosnąć broda, czy… coś innego.
Po pierwszym tomie zachęcałam Was do lektury „Pragnienia”. Gwarantowałam sensowną bohaterkę i dużo śmiechu. Tym razem nie mogłabym podpisać się pod tego typu oświadczeniem. Drugi tom serii zdecydowanie coś stracił. Jeżeli wciągnął Was sam świat kreowany przez Carrie Jones, odejście od typowych wampirów i skupienie się na mitologii nordyckiej – przeczytajcie. Jeżeli jednak jeszcze nie zaczęliście serii i nie możecie się zdecydować, to polecam sobie odpuścić. Poza śmiechem przy pierwszym tomem nie czeka Was dalej nic więcej, niż rozczarowanie.
Z mojego bloga:
http://rec-en-zent.blogspot.com/2014/09/recenzja-ksiazki-zni...