„- Życie znajduje zabawne sposoby, by poddać nas testom. Generuje krzywe, które sprawiają, że robisz, myślisz i czujesz rzeczy, różne od tych, jakie miałaś zaplanowane, i które nie pozwalają ci żyć w czarno-białym świecie”.*
Ile razy w życiu obiecujemy coś sobie lub innej osobie? Setki, a może nawet i więcej. Nie zawsze jednak udaje nam się ich dotrzymać. Coś nie wyjdzie, dopada nas rezygnacja, zmieniamy się my lub ten ktoś, nie da się zawsze dotrzymać danego słowa. Jednak kiedy dajemy słowo komuś, kto potem nagle umiera ma się wrażenie, że trzeba zrobić to co się przysięgło, bo inaczej zawiedzie się tą osobę, a przecież nie można, nie teraz…
„Spraw, bym był dumny” – takie słowa Livie usłyszała kiedyś od swojego ojca. Obiecała, że się postara. Jeszcze wtedy nie wiedziała, że niedługo zostanie na świecie sama z siostrą, będącą wrakiem człowieka. Przyrzekła sobie, że uczyni wszystko, by nie zawieść taty. Obrała cel, zaplanowała przyszłość i przez ostatnich siedem lat dążyła do tego, by osiągnąć co zamierzała. Teraz jest w Princeton, będzie uczęszczać na zajęcia, zaliczy je i zda na medycynę. Chce też poznać porządnego i spokojnego faceta, którego później poślubi. Nie przewidziała jednak tego, że na jej drodze stanie roztrzepana współlokatorka, z którą się zaprzyjaźni i nie będzie w stanie niczego jej odmówić oraz przeciwieństwo chłopaka, z którym chciałaby się związać. Jak potoczy się dalsze życie dziewczyny, gdy, jeśli w ogóle, zrozumie, że czasem nie zawsze jest dobrze dążyć raz wytyczoną ścieżką, a popełnianie błędów pozwala obrać właściwy kierunek?
Po przeczytaniu „Dziesięciu płytkich oddechów” wiedziałam, że będę musiała zapoznać się z innymi tytułami autorki. Niecierpliwie oczekiwałam kontynuacji serii wiedząc, że tym razem główną bohaterką będzie młodsza siostra Kacey. Pierwszy tom sprawił, że dużo myślałam o pewnych sprawach, zżyłam się z bohaterami przeżywałam wszystko wraz z nimi. Czy z drugim było tak samo?
„- W jaki sposób dowiedziałaś się jak należy żyć? (…)
- Metodą prób i błędów, Livie. To jedyny sposób jaki znam”.*
K. A. Tucker i tym razem mnie nie zawiodła. Historia, którą stworzyła jest realna, przemyślana i dopracowana. Akcja toczy się szybko, wydarzenia zaskakują, bawią i wzruszają. Fabuła jest uporządkowana, logiczna oraz spójna. Najbardziej w jej twórczości podoba mi się, że nie tworzy prostych rozwiązań i droga do mety, a zarazem nowego startu jest wyboista i kręta. Tak jak bywa w prawdziwym życiu. Powieściopisarka zaznacza również, że są rany, których nie wyleczy czas ani miłość, owszem, dużo dają, ale to pomoc specjalisty jest najważniejsza. Opisy miejsc, wydarzeń, a także dialogi są żywe, bez przekoloryzowania, dzięki czemu łatwo sobie wszystko wyobrazić i zrozumieć postępowanie bohaterów. Nie zawsze udaje jej się uciec od schematów, ale pisze tak dobrze iż jeśli się już pojawiają nie czuje się znużenia i zniecierpliwienia, że to już przecież było.
O ile łatwo przewidzieć jakie zmiany zajdą w Livie, o tyle postać Asthona jest prawdziwą zagadką, której autorka nie chce wyjaśnić do samego końca, a wcześniej snute domysły okazują się błędne. Nie bagatelizuje problemu dziewczyny, bo przeżyta tragedia odcisnęła na niej duże piętno i autorka skrupulatnie opisała zmiany jakie w niej zachodziły, co czuła i myślała, było to coś co poruszało i skłaniało do wczuwania się w jej losy. Nagle okazało się, że jej zaplanowane życie, którego z pewnością chciałby dla niej rodzic nie jest tym czego ona pragnie dla siebie. Zawsze idealna teraz musi zacząć godzić się z tym, że błędy nie są złe i każdemu może coś nie wyjść. Zrozumienie tego wymaga ciężkiej pracy i odwagi, by mieć siły na zmiany. Wiadomo jednak, że bardziej intryguje coś, co jest tajemnicze, trudne do rozgryzienia – takie są właśnie losy Asthona. Jego początkowo niezrozumiałe zachowanie staje się jasne, gdy na końcu opowiada swoją historię. Wszystkie elementy układanki zaczynają do siebie pasować, a wyjawiona prawda szokuje i wprawia w konsternacje nad tym jak podły może być człowiek. Chłopak dotąd nie miał powodu by wyrwać się z tego błędnego koła, a teraz wykazał się siłą i odwagą, której można tylko pozazdrościć.
Powieść ta mnie wciągnęła i sprawiła, że „zapadłam” się w świat wykreowany przez K. A. Tucker gubiąc przy tym kontakt z tym rzeczywistym. Przez parę godzin żyłam losami bohaterów i niesamowicie się z nimi związałam. Ich perypetie przeżywałam niemal tak samo mocno jak oni przez co cały czas towarzyszył mi kalejdoskop emocji, od rozbawienia, nadziei, radości, bólu, strachu, żalu, po niepewność. Wszystko jest wyważone i takie jak powinno być, uczucia, wydarzenia, opisy, humor, powaga splatają się ze sobą i tworzą książkę, której się nie odłoży prędzej niż po przeczytaniu ostatniego zdania. Autorka ma niewątpliwy talent do przykuwania uwagi czytelnika, trzymania go w niepewności do końca i zaskakiwania. Książka trzyma poziom pierwszej części, wciąga i intryguje. Będę do niej często i chętnie powracać oraz polecać komu się da.
Jeśli miałabym opisać „Jedno małe kłamstwo” w zaledwie jednym zdaniu napisałabym, że jest to książka obok, której nie można przejść obojętnie, bo może nie sprawia, że wylewa się przez nią morze łez, ale uderza w odbiorcę niezwykle mocno, intensywnie i pozostawia w nim ślad na zawsze. Przepiękna, emocjonująca historia, która tak jak „Dziesięć płytkich oddechów” daje do myślenia.
„Życie składa się z prób i błędów”.*
*cytaty pochodzą z książki
http://zapatrzonawksiazki.blogspot.com/2014/08/zbyt-idealna....