Salomea Klementyna Przygoda lat dwadzieścia pięć ma już dosyć swojego rodzinnego gniazda. A co najważniejsze swojej niezbyt normalnej rodziny. Kiedy tylko znajduje jakąś drogę ucieczki, od razu z niej korzysta. Wrocław zwiastuje zupełnie nowe życie, z dala od mamuśki, którą zna chyba każdy telemarketer w kraju; ojca z głową w dziewiętnastym wieku i brata – idealnego syna, lecz z jej punktu widzenia nieroba i zakałę. Jaki los przyniesie jej Wrocław? Jakie tajemnice skrywa tajemnicza willa, która tylko samym adresem wywołuje gęsią skórkę? I dlaczego do Wielkiej Skrzeczącej Papugi brat Niedaś topi swoją siostrę w Odrze?
Marta Kisiel to polska pisarka, która urodziła się w 1982 roku. Z wykształcenia jest polonistką. Jej debiutem jest
Rozmowa dyskwalifikacyjna, opowiadanie wydane w internetowym magazynie literackim
Fahrenheit. Pierwszą książką zaś
Dożywocie, które ukazało się nakładem wydawnictwa Fabryka Słów w 2010 roku. Jak można się przekonać, w przygotowaniu są już dwie kolejne powieści –
Zombie Grey i
Mickiewicz: Pogromca upiorów.
Nadszedł czas, gdy wreszcie chciałam się przekonać na własnej skórze, czym to tak zachwyca Marta Kisiel. Początek mnie przeraził. Nie tak znowu zwyczajny język był po prostu nie dla mnie i tak po prostu myślałam, że nie podołam, bo wcześniej mój mózg nie wytrzyma w tych ostatnich dniach wakacji. Jednak z czasem zaczęłam delektować i cieszyć się każdym słowem, którym uraczyła mnie autorka. Już on sam zwiastuje intrygującą przygodę (tę przez małe i duże „p”) i niezliczoną ilość zagadek do rozwikłania.
Bohaterowie przedstawiają sobą naprawdę szeroki i barwny wachlarz osobowościowy. Każdy jest inny i wyjątkowy. Po prostu nie sposób go pomylić z inną postacią, a co najlepsze każdego można polubić. Salka to na pozór zwyczajna dziewczyna po dwudziestce, jednak to, co ją spotyka, sprawia, że staje się nam jeszcze bliższa. Szczególnie mnie – osobie, która każdego dnia musi sobie coś zrobić, bo inaczej nie byłaby sobą, a co jakiś czas ubarwiając sobie życie, co większymi i coraz to dziwniejszymi wypadkami. Moje serce podbił również jeden z przedstawicieli płci przeciwnej. Taki tam pewny filolog, o którym dowiecie się więcej, przeczytawszy
Nomen omen.
Marta Kisiel nie raz i nie dwa sprawiła, że parsknęłam głośno śmiechem, co rzadko mi się zdarza podczas czytania.
Nomen omen jest wręcz doskonałe na poprawę humoru! A dzięki przemyślanej akcji i świetnym ilustracjom daje jeszcze więcej radości. Widać, że powieść pisała polonistka, bo tę wyjątkową zabawę słowem można wyczuć już od początku (o czym już wcześniej wspomniałam). I tak z ciekawości przejrzałam czy to nomen omen ma coś do siebie i rzeczywiście ma – i to nie tylko w odniesieniu do głównej bohaterki, choć w tym przypadku widać to już na pierwszy rzut oka. A może jedynie po raz kolejny wychodzi moje zwracanie uwagi na – ponoć nieistotne, choć dla mnie mające dość duże znaczenie – szczegóły. No i dziękuję autorce za te wszystkie łacińskie zwroty! Język ten – choć już wymarły – darzę jakąś szczególną sympatią, więc rozumie się samo przez się, że poznanie kolejnych ciekawych powiedzeń niezmiernie mnie ucieszyło.
Zagadki, ciekawi bohaterowie, akcja, która swoje początki ma jeszcze w niemieckim Breslau, i dawka świetnego humoru? Jeśli szukacie właśnie takiej powieści, to nie pozostaje wam nic innego jak sięgnąć właśnie po
Nomen omen. Z pewnością nie doświadczycie przy niej ani krzty znudzenia. Marta Kisiel ma naprawdę bogatą wyobraźnię i jeszcze bogatszy język. Już wiem, że muszę nadrobić jeszcze nieprzeczytane książki jej autorstwa, i z niecierpliwością czekam na te, które są aktualnie w przygotowaniu, bo zapowiadają się naprawdę wyśmienicie!
_____
http://szeptksiazek.blogspot.com/