„Nie miałem pojęcia, co tam się właściwie stało ani gdzie jestem, natomiast byłem pewny, że to jakiś koszmar, z którego nie potrafię się obudzić. Czułem się jak pieprzona Alicja w Krainie Czarów.”
Piotr Sender jest inżynierem elektroniki i telekomunikacji. Debiutował w 2011 roku książką „Bóg nosi dres”, a następnie dziełem „Punkhead”. Pisał też opowiadania, które publikowane były w „Qfant” i „Esensja”. Niedawno na rynku ukazała się jego najnowsza powieść - „Po drugiej stronie cienia”, której akcja dzieje się w Olsztynie - mieście w którym autor się urodził.
Aleksander Bejnar jest zrozpaczony po zaginięciu żony, która jak wyszła z domu... tak nie wróciła już nigdy. Mija prawie rok od niewyjaśnionego zgubienia, gdy młody mężczyzna postanawia wziąć się w garść - do tej pory bowiem nie wychodził z mieszkania, rozpaczał i siedział na stworzonym przez niego forum dla Zaginionych. Kiedy jednak zrzuca swój pancerz i pokazuje się światu, niespodziewanie odwiedza go człowiek, który ponoć ma informacje o jego żonie - Magdzie. Aleks nie waha się ani przez sekundę, chcąc odnaleźć ukochaną schodzi do mrocznego wymiaru. Czego doświadczy po drugiej stronie cienia? Czy odnajdzie swą miłość? Co kryją zakamarki Olsztyna?
„Jesteśmy w Cieniu Miasta. I tak, to jest Olsztyn, lecz tak jakby po drugiej, mrocznej stronie, gdzie króluje miejska magia, i zamieszkany przez istoty, jakie spotykasz w koszmarach. To nie jest miejsce dla ludzi.”
Długo zastanawiałam się czy sięgnąć po tę powieść, nawet, gdy w końcu przyszła, patrzyłam na nią z dystansem. Bardzo intrygowało mnie to dzieło. O autorze, jak i o samej pozycji trochę poczytałam i w końcu moja ciekawość wzięła górę.
Fabuła książki, jak wspominałam wyżej, rozgrywa się w Olsztynie - zwykłym na pozór mieście. Jednak, jak tylko przeniesieni zostajemy wraz z bohaterem do innej rzeczywistości - miejscowość nabiera mrocznego i tajemniczego oblicza. Autor wpadł na dość oryginalny i niespotykany pomysł - wymyślił Cień Miasta. Nie słyszałam jeszcze, by coś podobnego przewinęło się w literaturze, przez co autor plusuje kreatywnością.
Na samym początku miałam jednak problem, by przywyknąć do stylu i języka, jakim posługuje się pisarz. Jest prosty, ale występują w nim przekleństwa i dość specyficzne zwroty - typu „Idę walnąć makijaż”. Trochę mi to nie pasowało do książki, ale po pewnym czasie się przyzwyczaiłam. Podobały mi się natomiast opisy, jakie zaoferował nam autor - pozwalały świetnie wyobrazić sobie stworzony przez niego świat.
„W każdym z nas siedzi destrukcyjna osobowość - cząstka, która powoli, lecz nieubłaganie kieruje nas w stronę śmierci.”
Mimo zaskoczenia, jakie wywołuje w czytelniku Cień Miasta, twórca dodał za mało akcji. I przez to osobiście na samym początku powieści się nudziłam. Stosunkowo mniejszą ilość książki byłam wczytana, raczej po prostu przewracałam karki z ciekawości końca, niż kolejnych wydarzeń. Dobrze, że jakoś od połowy następuję zmiana i zaczyna się coś dziać.
Kolejnym i chyba już ostatnim mankamentem pozycji, jest sam główny bohater - Aleks. Jakoś nie potrafiłam się w niego wczuć, czy go polubić. Był denerwującą postacią, która bała się wszystkiego i od razu przeszywał ją strach - taki gorszy niż baba, jak go w książce określali - ciota. Ale przynajmniej nie jest nastolatkiem... Irytował mnie, aż do momentu, w którym się przełamał - potem jakoś się polubiliśmy. Może autor celowo zrobił ten zabieg, by pokazać zmianę?
Natomiast moim ulubionym bohaterem był Skiz - lisi chłopak z kartami. Jego charakter, docinki i sposób bycia - świetnie wykreowany! Szczególnie przy końcu...
„Lustro to jedyna rzecz, która pokazuje prawdziwe oblicze w Mieście. Nikomu nie powinieneś ufać, dopóki nie zobaczysz jego odbicia. Lustro to zwierciadło duszy, nie oczy, Aleks. Lustro...”
Jeśli wspominamy już o zakończeniu, to powiem, że tutaj autor naprawdę mnie zaskoczył! To te ostatnie wydarzenia sprawiły, że z miłą chęcią sięgnę po drugi tom, gdy tylko wyjdzie. Genialnie - nic dodać, nic ująć. I to sprawiło, że moja ocena powieści się podniosła. Taki zwrot akcji był świetnym posunięciem!
Ogólnie książka jest dość ciekawa i pomysłowa. I choć wspominałam, że na początku się nudziłam - kończyłam książkę z szybkością błyskawicy. Może brakuje jej trochę do świetnego dzieła, ale najgorsza też nie jest - podsumowałabym, że dobra, miejscami nawet ogromnie dobra. Pomimo zgrzytu przy rozpoczynaniu czytania, bardzo miło wspominam lekturę.
Książka jest z gatunku urban fantasy, więc powinna się spodobać czytelnikom lobującym ten gatunek, jak i miłośnikom fantastyki. Dobra lektura z którą polecam się zapoznać.
Sama z chęcią po przeczytaniu pojechałabym i zwiedziła Olsztyn... ale chyba jednak podziękuję, bo kto wie, czy autor wszystko to wziął tylko z głowy?
Olsztynianie strzeżcie się! Kto wie, czy nie ma drugiej strony cienia...
Recenzja pochodzi z bloga
http://mirror-of--soul.blogspot.com/