Popularność paranormalnego romansu, o czym piszę bardzo często, jest zjawiskiem, z którego obecnością trudno dyskutować. Fantasy młodzieżowe zajmuje znaczącą część każdej księgarni. Z pośród wszystkich powieści z tego gatunku zaledwie kilka osiąga sukces na skalę światową. Jasne, na większości z nich napisane jest, że to bestseller przetłumaczony na kilkanaście języków, ale sukcesu nie określają decyzje wydawnictw z różnych stron świata. Tym, co sukces określa są fanficki, fanpage, fanarty. A pozycji z takim szumem wokół siebie jest na rynku niewiele. Na pewno nie należy do tego świata osiągnięć „Blask” Alexandry Adornetto.
Kilka słów o autorce, bo postacią wydaje się dość interesującą. W wieku czternastu lat opublikowała pierwszą ze swoich powieści „The Shadow Thief”. Później do wydawniczej półeczki dołączyły: „The Lampo Circus” i „Von Gobstopper's Arcade”. Od 2010 roku (miała wtedy osiemnaście lat) ukazywały się kolejne części trylogii „Blask”. Seria została zakończona w 2012 roku. Adornetto wciąż pisze – w 2014 roku wydała kolejną pozycję „Ghost House”, nakładem Harlequin Teen. Dodam jeszcze, że jest córką pary nauczycieli języka angielskiego.
W paranormalnych romansach zawsze mnie fascynuje mnie okładka. Ta utrzymana jest w kolorystyce żółto-czarnej. Ot, cienie postaci na tle zachodzącego słońca. Ona z rozwianym włosem i dziwnie skonstruowanymi skrzydłami, napiera na niego. On dotyka plecami drzewa. Może to Drzewo Poznania Dobra i Zła? Dobrze, wiem, że nikt tak nad tym głęboko nie rozmyślał. To drzewo. Po prostu drzewo. Niemniej przyznać muszę, że wydawnictwo „Bukowy Las” spisało się nieźle. Okładka doskonale koresponduje z zawartością książki i nie jest udziwniona, co zdarza się w przypadku paranormalnego romansu bardzo często.
Na ziemię schodzą anioły. Gabriel, Ivy i Bethany. Bóg przykazał im bliżej nieokreśloną misję. Mają chronić ludzi i pomagać im, bo zło się zbliża. A jak wyglądać ma to zło? Otóż nie wiadomo. Anioły skazane są na własną intuicję. Gabriel i Ivy to doświadczeni w podobnych misjach skrzydlaci, czego nie można powiedzieć o Bethany. Dziewczyna (jeżeli można tak określać anioły) jest zafascynowana ludzką egzystencją. Boscy wysłannicy próbują wtopić w tłum, by móc czynić dobro niedostrzeżenie. Beth przypada rola siedemnastoletniej dziewczyny, chodzącej do liceum. W szkole poznaje Xaviera. Od razu między nimi iskrzy. Czy mroczny Jake stanie na drodze ich miłości?
Alexandra Adornetto, chociaż niewątpliwie jest utalentowana (nie każdy wydał przecież książkę w wieku czternastu lat), to ma tendencję do budowania przydługich opisów przyrody i wnętrz. Owa rozbudowana opisowość sprawia, że akcja całej powieści wydaje się zwalniać, zwalniać i zwalniać, a potem już niemalże kompletnie stać w miejscu. Wtedy pisarka postanawia wydarzenia nadgonić. I na trzech stronach rozgrywają się motywy: podejrzenie o zdradę, rozstanie, depresja, pogodzenie i wielki krok w związku. To trzy strony dla czytelnika i jakiś tydzień dla bohaterów. Czy nie lepiej byłoby kilka tasiemców zdaniowych skrócić (usunąć), by pozwolić podążać akcji logicznym tempem? Albo napisać dłuższą książkę, jeżeli opisy są aż tak dla całości ważne?
Bohaterowie książki Adornetto to jedynie cienie prawdziwych postaci. Beth jest niemalże przezroczysta. Ma w sobie jakąś niewiedzę dziecka i lekkomyślność nastolatki. Jest aniołem, a zachowuje się, jakby nie miała pojęcia o świecie (z książki czytelnik wie, że wysłannicy Boga mają wszelką możliwą wiedzę o ludziach i ziemi, oraz wszystkie umiejętności, jakie tylko można sobie wyobrazić). Xavier przysłania jej wszystko. Chłopak zresztą jest równie lekkomyślny jak dziewczyna. Patrzą tylko na siebie, marzą o sobie, przytulają nago w łóżku (tylko przytulają, serio), po godzinnym niewidzeniu niemalże płaczą z radości ponownego spotkania. Adornetto bazuje na stereotypach nie tylko w zakresie „prawdziwej” miłości głównych bohaterów. Są: przyjaciółki Beth, platynowe blondynki po solarium; Gabriel, archanioł, zimny i nieprzystępny, posługujący się językiem z archaicznymi naleciałościami; Jake, który jest tak zły i mroczny, że noc przy nim, to dzień w samo południe.
Przyznam szczerze, że brnęłam przez ten „Blask” z trudem powstrzymując się od odrzucenia książki. Najboleśniejsze były pierwsze rozdziały – Bethany wrzucona została do nieznanego jej świata, a ja wylądowałam w krainie narracji bez celu, sensu i polotu. W pamięci błyszczało mi „Nad Niemnem” Elizy Orzeszkowej, które czytałam, kiedy miałam problemy z zasypianiem. Jedynym interesującym zabiegiem, jaki oferuje czytelnikowi Adornetto jest odwrócenie ról kochanków. To Beth jest istotą nadnaturalną, chociaż zazwyczaj cecha ta przypada męskim postaciom.
„Blask” oferuje czytelnikowi całą paletę uczuć. Od wszechogarniającej nudy, przez ogromną nudę po nudę po prostu. Zdarzają się oczywiście fragmenty przykuwające uwagę, są jednak tak nieliczne, że nie warto brnąć dla nich przez niemalże pięćset stron. Niemniej zakończenie pozostawia w czytelniku odrobinę nadziei, że „Blask” był po prostu okrutnie długim prologiem właściwej historii. Czy przeczytam kolejne tomy? Tak, jednak nie z powodu zainteresowania fabułą, a ciekawa rozwoju języka samej Alexandry Adornetto. Zresztą i tak kupiłam całą serię za jednym zamachem, więc jestem na nią skazana. Wy nie musicie sobie tego robić.
Recenzja z mojego bloga:
http://rec-en-zent.blogspot.com/2014/08/recenzja-ksiazki-bla...