Od dawna wiadomo, że uwielbiam kryminały, w których jest trup, konkretna akcja i świetnie poprowadzona fabuła książki. Bowiem samo morderstwo to przecież nie wszystko. Jednak czasami sytuacja wymaga odpoczynku od grubych tomisk, które - owszem, są wciągające i dające czytelnikowi mnóstwo satysfakcji, ale - wymagają sporej ilości czasu. Kiedy jednak mam go mało wtedy z pomocą spieszy mi moja półka. Tym razem mój wybór padł na książkę z serii Super kryminał, której bohatera miałam już okazję poznać w lekturze "Boss z bagien". Wtedy zachwycona nie byłam, ale liczyłam, że poziom poszczególnych tomów może być zróżnicowany i nie pomyliłam się.
Jerry Cotton, czyli główny bohater, jest świetnie wyszkolonym i jednym z najlepszych agentów FBI w Nowym Jorku. Należy do grupy idealnych agentów, bowiem doskonale strzela, po mistrzowsku prowadzi śledztwa a kiedy wsiada do swojego Jaguara staje się królem szos. Partnerem oraz przyjacielem Jerry'ego jest Phil Decker, z którym rozumie się bez słów.
Akcja książki rozpoczyna się w weekend przed Świętem Pracy, kiedy to Jerry Cotton miał dyżur. Nie sądził, iż jeden telefon może zmienić jego plany dotyczące najbliższych dni...
Maureen Stapleton podczas podróży służbowej do Nowego Jorku odniosła wrażenie, iż mężczyzna spotkany na ulicy jest Lionelem Brewsterem, mężem jej koleżanki. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że Lionel oraz jego żona - Jessica zginęli niemal dziewięć lat wcześniej na Hawajach. Zdenerwowana Maureen postanowiła więc, mimo późnej pory (była godzina dwudziesta trzecia) zaalarmować władze, sądząc, że skoro Lionel żyje to być może jest on zabójcą Jessiki. Kobieta nie chcąc stracić go z oczu, rozpoczęła śledzenie Brewstera, które niestety zakończyło się dla niej tragicznie w jednym z parków. Dlaczego kobieta musiała zginąć? Czy to naprawdę był Lionel?
Agenci rozpoczynają śledztwo w sprawie zabójstwa Maureen, równocześnie próbując ustalić tożsamość tajemniczego mężczyzny uznawanego za Lionela. Czasu mają niewiele, gdyż człowiek skazany za zabicie Brewsterów oczekuje na wykonanie kary śmierci, której termin wyznaczono za dwa tygodnie. Dokąd zaprowadzi ich trop wskazany przez skazanego? Co uda się ustalić u przyjaciółek Jessiki? Co wiadomo o przeszłości Brewstera?
Jeśli macie w zwyczaju oceniać książki po ilości stron i zdecydowanie odrzucacie te, których liczba wynosi poniżej dwustu to koniecznie musicie to zmienić. Jestem bowiem pod ogromnym wrażeniem tej maleńkiej i niepozornej książeczki. Mały format, duże litery i spore marginesy sprawiają, że czyta się szybko a wartka akcja, nowe tropy i genialne wprost zakończenie sprawiają, że czytelnik czuje się zaspokojony literacko. Uważam, że to po mistrzowsku skonstruowana intryga opowiedziana prostym i bogatym w szczegóły językiem. Do tego zwroty akcji, niespodziewane - nawet dla agentów FBI - zdarzenia. Jednym słowem to lektura idealna dla osób lubiących dobrą literaturę kryminalno-sensacyjną. Dodatkowym jej atutem jest możliwość dotarcia do zakończenia w półtorej godziny, ponieważ tyle czasu potrzebowałam na przeczytanie. A uwierzcie mi, że finał jest zaskakujący! Martwi naprawdę żyją dłużej...
Recenzja pochodzi z mojego bloga czytelnicza-dusza.blogspot.com