Jarosław Iwaszkiewicz:"Chyba ten dziennik należy uważać za jedno z najwybitniejszych dzieł literatury współczesnej"
Coś musi być w Japonii, skoro aż tak wielu naszych rodaków się nią interesuje. Zapoczątkowana falą wydań mangi w latach 90. moda na lektury w jakikolwiek sposób związane z Krajem Kwitnącej Wiśni rozwija się po dziś dzień. Szkoda jedynie, że więcej w niej fascynacji legendami czy japońskim komiksem niż kulturą i zwykłym życiem tamtejszej ludności. Większość z nas zna ten kraj jedynie poprzez pryzmat kolorowych obrazów, legendarnych wojowników czy zdobyczy dzisiejszej technologii – mało kto jest w stanie opowiedzieć coś o zwykłym życiu japończyków, czy rzeczywiście tak duża odległość dzieląca nas od ich ojczyzny jest w stanie sprawić, że ich problemy będą różniły się tak bardzo od naszych?
„Dziennik szalonego starca” Tanizaki Jun’ichirō to jedna z tych książek, które odnalazłam na dnie wielkiego kosza z książkami na wakacyjnej wyprzedaży za śmieszną sumę 2 zł. Cienka książeczka nieznanego mi autora przykuła moją uwagę i rozbudziła ciekawość. Już od dawna szukałam tytułu, który nie opisywałby kolejnej historii japońskiej gejszy czy wojownika. Ktoś taki jak szalony starzec mógł sprawić, że na Japonię przez tych przeszło sto stron spojrzę pod nieco nowym kątem. Nie myliłam się.
Tytułowy szalony starzec to człowiek, który wciąż czuje na sobie piętno zbliżającej się śmierci. Pisze dziennik, w którym zapisuje wszystkie myśli i spostrzeżenia każdego dnia i wspomina chwile kiedy był zdecydowanie szczęśliwszy niż teraz. Jego miłość do żony już dawno wygasła a dom zaczyna żyć nieco innym tempem niż przed laty. Mimo podeszłego wieku mężczyzna wciąż czuje dreszcze erotycznych uniesień, które wzbudza w nim jego synowa. Choć sama o tym nie wie, co dzień pielęgnując starca budzi w nim nowe rządze i nadzieję, że z życia można wciąż brać to, co dobre a nie tylko zbierać żniwa cierpień zmęczonego wiekiem ciała. Z czasem mężczyzna zapomina o udrękach starości popadając w coraz to większą obsesję na punkcie młodej kobiety.
Po przeczytaniu powyższego opisu można dojść do wniosku, że tytułowy starzec jest kimś pochłoniętym przez seksualne żądze i zapomina o tym, co przystoi w jego wieku a co nie. W pewnym sensie jest to prawda. Po lekturze sądzę jednak, że mimo pewnej niestosowności zachowań (czy może jedynie wyobrażeń) starca jest on postacią nie tyle budzącą obrzydzenie ile żal, smutek i współczucie. Poprzez słowa, które pisze w dzienniku przesiąka tęsknota za młodością, fizyczną sprawnością, za możliwością zatrzymania czasu, który tak nieubłaganie pcha go ku śmierci. Każda kolejna strona daje coraz to więcej powodów, aby mimo pewnego egoizmu i braku wrażliwości na potrzeby innych, usprawiedliwić starszego człowieka, który w podeszłym wieku przeżywa nie tylko ból fizyczny ale również ból duszy związany z żalem i niemożnością pogodzenia się z upływającym czasem.
„Dziennik szalonego starca” to nie książka dla żądnych mocnych wrażeń czy nagłych zwrotów akcji czytelników. Dni w niej płyną powoli przeplatane wspomnieniami i dialogami. Podczas czytania czas jakby zwalnia umożliwiając jeszcze lepsze wczucie się w rytm życia głównego bohatera – dni mijające monotonnie i bez nagłych zdarzeń burzących ich chronologię. Jednak dla tych, którzy chcą zapoznać się z obrazem życia zwykłego, japońskiego człowieka jest to bardzo dobra lektura. W „szalonym starcu” możemy dowiedzieć się więcej na przykład o przygotowaniach do własnego pogrzebu, starych japońskich teatrach czy systemie odnoszenia się do siebie przez członków rodziny.
Polecam ją wszystkim, którzy chcą dowiedzieć się więcej o Japonii ale nie z tej kolorowej i dynamicznej strony tylko z tej, która choć surowa i do głębi prawdziwa może zaciekawić i skłonić do refleksji.