Chwytliwa okładka, ciekawy opis i przyciągająca siła - to powody, dzięki którym zwróciłam uwagę na Drzewo migdałowe. Czasem tak się dzieję, że jesteśmy niemal pewni, że dana opowieść będzie niezwykła. Tak było właśnie ze mną i debiutem Michelle Cohen Corasanti.
Ahmadowi przyszło żyć w czasach wojny. Wszystko zaczyna się sypać, kiedy jego siostra umiera. Potem, w dwunaste urodziny chłopca, jego ojciec trafia do więzienia z jego winy. Wkrótce ich dom zostanie zniszczony, a rodzina będzie musiała zamieszkać w namiocie. Od tej pory każdy dzień Ahmada wypełniony będzie strachem o bliskich i naglącą potrzebą zapewnienia im przetrwania. Ponadprzeciętna inteligencja jednak da mu szansę na lepsze życie.
Rzeczą niezwykle ważną w tej książce jest przedstawiony konflikt izraelsko-palestyński. Autorka ukazuje życie mieszkańców i w pewnym sensie otwiera oczy tych, którzy ignorowali tamtejszą sytuację. Żyjemy sobie bezpiecznie i bardzo często nawet się nie zastanawiamy, jak to wygląda w rzeczywistości. Michelle Cohen Corasanti nie unika trudnych tematów. Nie stroni też od polityki. W książce pełno jest grozy i cierpienia, które nie raz sprawiają, że łzy stają w oczach. Drzewo migdałowe to piękna opowieść, lecz wcale nie lekka. Mamy tu przekaz, który skłania do myślenia. Widzimy bardzo wyraźnie, jak ważne jest, by każdy dzień miał znaczenie, by cieszyć się z tych prostych, małych rzeczy i uświadamiamy sobie wpływ jednej decyzji na naszą przyszłość. Można też przyznać, że jest to opowieść o przebaczeniu, więzach rodzinnych, przyjaźni i prawdach, które możemy odnaleźć w życiu każdego z nas.
Nie myślcie sobie, że w książce jest tylko wiedza i morał. Autorka posiada naprawdę dobry warsztat, dzięki któremu bardzo umiejętnie wplotła w przesłanie opowieść o pewnym chłopcu. Czytając Drzewo migdałowe nie miałam wrażenia, że czytam książkę polityczną, a autorka zbyt moralizuje. Otrzymałam piękną i mądrą historię, gdzie życie głównego bohatera zmuszało do refleksji i podziwu. Nie powiem, że zawsze się ją lekko czytało, ale za to w opowieść można się niewyobrażalnie wciągnąć. Wędrujemy strona za stroną przez życie Ahmada i choć mogłoby się wydawać, że nie może się zdarzyć więcej nic interesującego, to jesteśmy ciekawi każdego kolejnego dnia, miesiąca i roku. Trzeba też wspomnieć o samym tytule, który stanowi jakoby hołd dla niezwykle ważnego dla rodziny Ahmada drzewa.
W książce ukazaną mamy również bardzo bogatą kreację bohaterów. Główna postać - Ahmad - to mądry, skłonny do poświęceń chłopak. Jego zachowanie często może budzić podziw, a dążenie do celu stanowi w pewnym sensie natchnienie dla nas. Na uwagę zasługuje profesor Szaron czy Baba - ojciec chłopaka. Ten drugi dostarczał wielu mądrości i mimo problemów, z którymi się musiał zmierzyć, wnosił pozytywną energię do tej opowieści. Mamy także Abbasa - brata Ahmada, będącego symbolem nienawiści i stanowiącego kontrast dla głównego bohatera. Przy postaciach muszę wspomnieć o jednej rzeczy, która mnie irytowała. Chodzi mi o fakt, że prawie każdy odniósł życiowy sukces. Mimo trudnych warunków i konieczności podjęcia ciężkiej pracy, aby utrzymać rodzinę, nie tylko mądry Ahmad zdobył profesorskie wykształcenie, ale też jego rodzeństwo, a później wnuki. Nawet żona, która początkowo nie potrafiła sama zrobić zakupów, stała się kobietą biznesu. Może się czepiam i jestem tak okrutna, że nie pozwalam bohaterom na to szczęśliwe zakończenie, mimo trudów, które przeżyli, no ale...
Drzewo migdałowe to opowieść, której naprawdę warto poświęcić czas. Pokazuje ona izraelsko-palestyński konflikt i ważne w naszym życiu wartości. Choć wypełniona cierpieniem, daje też nadzieję na lepsze jutro. Autorka wykorzystała swoje umiejętności, aby stworzyć piękną historię, która z pewnością pozostanie ze mną na długo. Polecam gorąco!