Z wielką niewiadomą przed tym, co mnie spotka przy lekturze sięgnęłam po debiut literacki Donikąd pióra Konrada Czerskiego. Już opis na okładce
„Donikąd to szkatułkowa powieść egzystencjalna. Jej pełna zwrotów akcja rozpięta jest pomiędzy Nowym Jorkiem lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku a współczesnym, ale fikcyjnym Wrocławiem, zahaczając o zanurzoną w bezczasie krainę Gen`ei. Oprócz pytania o kierunek, w którym zmierza człowiek, powieść ta dotyka jednocześnie zagadki istnienia, jako takiego”
sugeruje, jaka to będzie powieść. Czy podołałam tak trudnemu zagadnieniu, które starał się przedstawić autor? Czy udało mu się udzielić odpowiedzi na postawione pytania?
Bruno Werner, egocentryk, po śmierci rodziców otrzymuje w spadku rodzinną fortunę. Jednak to jego brat przejmuje rodzinną firmę, a nasz bohater przejmuje jedynie okrągłą sumkę i nadal nic nie robi. Nie pracuje, nie studiuje, za to ma marzenie, aby napisać książkę. Niestety jak się okaże ta dość trudna droga może doprowadzić naszego bohatera donikąd. W swej podróży natrafia na poruszającą książkę niejakiego Daremo Inaia. Niestety nic więcej nie potrafi znaleźć o autorze, gdyż jakby się wydawało to człowiek widmo. Bruno rozpoczyna podróż z bohaterem książki. Do czego ona go doprowadzi?
Konrad Czerski, rocznik 1977, anglista, absolwent Podyplomowego Studium Przekładu na UW. Uprawniony do nauczania języka angielskiego w kolegiach kształcenia ustawicznego na terenie Wielkiej Brytanii. Tłumacz przysięgły i tłumacz literatury. Jako autor porusza się w obszarze szeroko rozumianej literatury postmodernistycznej. Donikąd jest jego debiutancką powieścią.
Egzystencjalizm według Wikipedii, to kierunek filozoficzny, którego przedmiotem badań są indywidualne losy jednostki ludzkiej, wolnej i odpowiedzialnej, co stwarza uczucie „lęku i beznadziei istnienia”. Ideą jest przekonanie, że człowiek, jako jedyny z wszystkich bytów ma bezpośredni wpływ na to, kim jest i dokonując niezależnych wyborów wyraża swoją wolność.
Już od samego początku nie potrafiłam się wdrożyć w lekturę. Nie miałam okazji złapać się czegokolwiek, co pociągnęłoby mnie w historię i nie wypuściło aż do końca lektury. Sam bohater również mnie do siebie nie przekonał. Drażnił mnie na każdym kroku swoim postępowaniem, wypowiedziami, całą swoją postacią. Pierwszy raz miałam taki wstręt do głównego bohatera, który snuje swoją nudną nic niewnoszącą historię.
Książka strasznie mi się dłużyła, nie raz miałam ochotę cisnąć ją w kąt i poczekać aż obrośnie kurzem. Tak naprawdę to jestem sama przerażona tym, jak ja ją odebrałam. Żadna inna wcześniej powieść tak mnie nie irytowała. Może wynika to z tego, że Bruno sam się przyznaje, że cierpi na chorobę psychiczną i jego specyficzne wywody po prostu do mnie nie trafiały.
Historia opowiedziana jest z kilku perspektyw: śmierć rodziców i wszelkie emocje z tym związane, cichy romans z młodą businesswoman oraz poszukiwania autora książki. Niestety wiele razy autor zapętla się w historie i niestety gubi się pomiędzy swoimi opowieściami, wiele razy się powtarza, co tylko mnie irytowało jeszcze bardziej. Lektura na tyle była chaotyczna, że gdy zmuszona musiałam do niej wracać, to tak naprawdę nie wiedziałam, na czym skończyłam i musiałam cofać się kilka stron wstecz. Nie lubię takiego zabiegu i uważam go za czas stracony.
Starałam się znaleźć coś, co mnie w tej historii zainteresowało, zaintrygowało, odnaleźć jakikolwiek malutki plus, aby tak negatywnie lektura, której poświęciłam tyle czasu, nie wypadła. Niestety na staraniach się skończyło. Możliwe, że Donikąd to nie jest lektura dla mnie.