Witamy ponownie w Gatlin – miejscu zapomnianym przez Boga, w którym nic nie jest takie, na jakie wygląda…
Na „Istoty Ciemności”, drugą część „Kronik Obdarzonych” autorstwa duetu Garcia&Stohl, musiałam czekać cały długi rok, przez co prawie zapomniałam wydarzeń z pierwszej części, „Pięknych Istot”. Dlatego też, gdy w moje ręce wpadły „Istoty Ciemności”, ucieszyłam się jak dziecko i od razu zabrałam za czytanie po powrocie do domu (trudno się dziwić, skoro ostatnio czytałam w zeszłym miesiącu).
W tej części spotykamy się niestety ze stereotypem, który od czasu sagi „Zmierzch” występuje w większości tego typu cykli – po śmierci Macona Ravenwooda Lena odsuwa się od Ethana, a więc mamy motyw chwilowej rozłąki głównych bohaterów (podobnie jak Bella i Edward w „Księżycu w nowiu” albo Luce i Daniel w „Udręce”). Jednak motyw ten w żadnym wypadku nie obrzydził mi książki. Wręcz przeciwnie – sprawił, że jeszcze bardziej mnie zaintrygowała.
Ethan Wate zawsze chciał się wyrwać z Gatlin, które uważał za nędzną dziurę, lecz jego ukochana Lena Duchannes pokazała mu całkiem inne oblicze miasteczka – mroczne, magiczne i niebezpieczne…
Akcja „Istot Ciemności” rozpoczyna się od pogrzebu Ravenwooda w Pańskim Ogrodzie Wiecznego Odpoczynku, a później śledzimy przemyślenia Ethana i jego próby zbliżenia się do Leny, która, jak się okazuje, nadal nie przeszła rytuału naznaczenia i z którą dzieją się niepokojące rzeczy. To wszystko śledzimy aż do momentu, gdy bohaterowie odkrywają, że w tunelach pod Gatlin nie jest już bezpiecznie. Ich wrogami okazują się być inkuby krwi, mroczne istoty żywiące się ludzkimi snami i wspomnieniami… oraz krwią. Początek tej rasie nadał Abraham Ravenwood, najniebezpieczniejszy członek rodu Ravenwoodów...
Czy bohaterom uda się po raz kolejny ocalić Gatlin? Po której stronie stanie Lena – Istot Światła czy Istot Ciemności? Czy tak zwana zwiastopieśń („Siedemnaście księżyców”) się spełni?
Przekonajcie się sami!
Tak jak wspomniałam na początku, na „Istoty Ciemności” trzeba było długo czekać, i to chyba jest ich jedyny minus (bo „Piękne Istoty” zdążyły mi już pożółknąć). Pomijając ten fakt, książka jest równie cudowna, co jej poprzedniczka. Tak jak w „Pięknych Istotach”, w „Istotach Ciemności” od początku do końca panuje tajemnicza atmosfera i mroczny klimat, a narracja jest prowadzona w taki sposób, że trudno oderwać się od lektury choćby na sekundę.
„Sączy się w ciebie, aż nie jesteś w stanie myśleć o niczym innym” – tak o książce wyraziła się Carrie Ryan, autorka „Lasu zębów i rąk”, i ja całkowicie się z nią zgadzam, bo nie potrafię przestać myśleć o przygodach Ethana i Leny.
A dużym plusem tej części jest wprowadzenie kilku nowych bohaterów.
Podsumowując: „Kroniki Obdarzonych” to według mnie najlepszy paranormalny cykl na świecie i gorąco polecam je wszystkim!
Ach, no i mam nadzieję, że trzecia część ukaże się nieco wcześniej niż dopiero za rok…