"W domu innego" to powieść na faktach. Inspirowana jest życiem bliskiej osoby autora Rhidiana Brooka. To historia niezwykle poruszająca i wywołująca sprzeczne emocje. Z jednej strony ukazuje człowieka jako istotę zdolną do przebaczania, współczucia i wielu innych emocji, z drugiej jest to obraz niechęci i nienawiści, a także nieufności wobec drugiego człowieka, jakie zapanowały po II wojnie światowej. Mimo, że autor zręcznie zawarł fakty w powieść obyczajową, a może i nawet dramat, da się odczuć atmosferę realizmu. Głównie dlatego, jest to według mnie książka dosyć trudna i wymagająca, na pewno nie lektura na odprężenie lub na jeden wieczór.
Rhidian Brook to brytyjski pisarz, autor scenariuszy filmoych i telewizyjnych. Zadebiutował niezwykłą powieścią "The Testimony of Taliesin Jones", która zdobyła masę cennych nagród na całym świecie. "W domu innego" to jego kolejny bestseller, który sprzedano do dwudziestu krajów na świecie, a prawa do filmu na jej podstawie nabył Ridley Scott.
Akcja powieści rozgrywa się świeżo po wojnie, kiedy ludzie wciąż nie otrząsnęli się ze strachu i braku normalności, a Europa leży pod gruzami. Jest rok 1946, Hamburg. Miasto jest wręcz całkowicie zniszczone i planowana jest jego odbudowa. Do tego celu sprowadzono brytyjskiego pułkownika Lewisa Morgana. Ma on nadzorować odbudowę i pilnować porządku. Sprowadza się on wraz z żoną i jedynym synem, rekwiruje dla nich piękną posiadłość nad brzegiem Łaby. Jednak okazuje się, że zamieszkuje tam wdowiec z córką. Właściciel posiadłości. Mając na względzie nie tylko niechęć do niego, ale i przede wszystkim własne morale, Morgan nie potrafi wyrzucić ich z domu. Zamieszkują więc razem pod jednym dachem. Okazuje się to być początkiem wielu splotów zdarzeń, które wpłyną na życie każdego z nich w znaczący sposób. Narodzą się nowe uczucia, często niebezpieczne i wszyscy, każdy na swój własny sposób, będą musieli sobie z nimi poradzić.
Życie razem nie jest sielanką. Panuje wzajemna nienawiść, niechęć, strach i lęk przed przyszłością. Rodzina pułkownika ma mu za złe, że zmusił ich do przebywania w jednym miejscu z Niemcami, córka "Niemca" natomiast uważa ich za wrogów, którzy zniszczyli im życie. Oskarżenia i jawne utrudnianie sobie życia, zatruwanie codzienności, to ich chleb powszedni. Mimo to Ojciec Friedy, Stefan, jest pogodzony z losem. Chce żyć w zgodzie z Anglikami, dba o kulturę w kontaktach z nimi, szanuje ich przestrzeń. Także syn Morganów, Edmund, wydaje się być coraz bardziej przekonany do "wrogów". Obserwując ich zachowanie i życie, uczy się niepostrzegania ludzi przez pryzmat całego narodu, lecz pojedynczych jednostek. To dla nich wszystkich wielka lekcja pokory i szacunku.
Jak wspomniałam wcześniej nie jest to lektura łatwa, ani łatwa w kontekście humoru. To poważny temat ujęty w przyjemny sposób, ale wciąż wymagający skupienia i zmuszający do stawiania sobie pytań. Pomiędzy kolejnymi wątkami wciąż zastanawiałam się na zachowaniem i poglądami bohaterów, a obserwowanie ich przemiany było naprawdę ciekawym doświadczeniem. Mimo to, wiele dalszych zwrotów akcji nie przypadło mi do gustu, chociaż nie mogę wymienić które konkretnie, bo zdradziłoby to dalsze wydarzenia. Sam początek sprawiał wrażenie, że będzie to historia o ludzkich emocjach, o przemianie i o tym, jak zmienia się człowiek w obliczu tragedii, tymczasem autor moim zdaniem niepotrzebnie wprowadził tdo tego romans, miłość, namiętność, przez co trochę dla mnie zabrało to wiarygodności tej książce. Mimo wszystko nadal jest to lektura godna polecenia i przeczytania.