Kiedy decydowałam się na przeczytanie tej książki skusił mnie opis na okładce, jakoś tak poczułam się zaintrygowana tym, co za sobą niesie. Po rozpoczęciu lektury nie byłam już taka pewna, czy było to dobre posunięcie. Na szczęście były to tylko zgrzyty pierwszych kilkunastu stron, potem się rozkręciło i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że była to bardzo udana lektura.
Kris Longknife jest młodą panią podporucznik, która wstąpiła do marynarki, żeby uwolnić się od rodziny. Jej ojciec jest premierem na odległej planecie, a dziadkowie i pradziadkowie milionerami władającymi tworzonym przez lata imperium. Kris ma dość presji, którą powoduje ciężar tego nazwiska, więc wstępuje do szkoły oficerskiej. Niestety i tam nie ma lekko, bo każdy wie, że dziewczyna jest z TYCH Longknife’ów. Próbując udowodnić sobie i światu, że nazwisko jej nie definiuje, ciągle pakuje się w kłopoty. Ale też wzbudza sympatię i szacunek nie tylko podwładnych, ale i przełożonych. Wszystko się komplikuje, kiedy wyrusza na misję ratowniczą, razem z jej oddziałem mają uwolnić porwaną dla okupu dziewczynkę. Jej oddział cudem wychodzi z tej misji bez szwanku, a po kilku kolejnych zdarzeniach Kris ma uzasadnione podejrzenia, że ktoś chce pozbyć się jej z tego świata.
„Buntowniczka” to naprawdę ciekawe połączenie sensacji i science-fiction. Początkowe trudności mogły być spowodowane faktem, że czytelnik zostaje od razu rzucony w wir wydarzeń i jeszcze nie bardzo wie o co chodzi. Znajdujemy się nagle w przyszłości, w kosmosie, z każdej strony atakowani obco brzmiącymi nazwami i ciężko to początkowo ogarnąć. Ale kiedy się już przyzwyczaimy, robi się bardzo interesująco. Już samo uniwersum jest dosyć ciekawe, akcja dzieje się w przyszłości, ludzie żyją na wielu planetach rozrzuconych po całym wszechświecie, a mieszkańcy Ziemi nie są zbyt lubiani.
Postać głównej bohaterki też zasługuje na uznanie. Młoda, doświadczona przez życie kobieta, która próbuje udowodnić całemu światu, że jest kimś więcej niż panienka z balu debiutantek i na wszystko, co osiągnęła sama ciężko zapracowała.
Koniec końców powieść naprawdę pozytywnie mnie zaskoczyła. Akcja toczy się bardzo szybko, więc nie ma czasu na nudę. Nie ma zbędnego wątku romantycznego i przydługich opisów, jest za to lekki język, więc czyta się błyskawicznie i nawet nie zauważamy, kiedy mija nam te 500 stron. Bardzo udana lektura i świetna rozrywka!
Więcej recenzji na blogu
http://magiczna-czytelnia-viconii.blogspot.com/