Kiedy sięgam po kolejną część przygód Stephanie Plum czuję się już jak na kawie ze starą dobrą znajomą. Już wiem, że mogę się zrelaksować i przygotować na pełną akcji i humoru opowieść. Nie inaczej było i tym razem.
Zawsze po książki z tej serii sięgam z wielką niecierpliwością, nie mogąc się doczekać tego, co tym razem się wydarzy. A jak zwykle dzieje się naprawdę sporo.
Po pierwsze za Stephanie zaczyna krążyć odziana na czarno niewiasta z bronią, która ma jakieś niejasne powiązania z Komandosem.
Po drugie Komandos znowu zapada się pod ziemię, razem z kilkoma sekretami, które nie dają Steph spokoju.
No i po trzecie, poza poprzednimi problemami, nasza łowczyni nagród musi radzić sobie ze swoją codziennością w postaci Morellego, babci Mazurowej i Luli.
Jak zwykle – mieszanka wybuchowa! Niezmiennie też towarzyszą nam niekontrolowane wybuchy śmiechu, a powodów do nich nie zabraknie. Mnie urzekło świeżo odnalezione powołanie Luli – dołącza ona do nowego zespołu Sally’ego Sweet’a, i mało tego, wciągają w to babcię Mazurową. Możecie sobie wyobrazić tą trójkę w skórzanych wdziankach? Może lepiej dla Was, żebyście nie byli w stanie
Pojawiają się też nowi właściciele domu pogrzebowego, co, jak się pewnie domyślacie, jest jednym z najważniejszych wydarzeń w okolicy, pierwsze czuwania przyciągają tłumy. I babcię Mazurową oczywiście, baaaardzo niezadowoloną z tego, że trumna jest zamknięta.
Nieco poważniej robi się za to przy wątku głównym. Dowiadujemy się bardzo dużo o przeszłości Komandosa i poznajemy kilka jego sekretów. Do tego w końcu chociaż przez chwilę możemy zobaczyć jego bardziej ludzką twarz. Ogólnie, w tej części autorka trochę odbiega od przyjętego schematu i zamiast na życiu głównej bohaterki skupia się właśnie na Komandosie. Bardzo udany zabieg, bo po pierwsze, wprowadza trochę urozmaicenia, a po drugie pozwala lepiej poznać najbardziej tajemniczego i mrocznego bohatera tej serii.
Nie mogę się nadziwić temu, jak autorka to robi, że niezmiennie, każdą kolejną część się wręcz pochłania, że po tylu tomach nie ma się dość i nawet w najmniejszym stopniu nie odczuwa się wtórności i znużenia. Wręcz przeciwnie, na samą myśl, że w tym momencie wydanych w oryginale jest ponad 21 tomów, chce mi się aż skakać z radości, że tyle jeszcze przede mną. Pozostaje mi tylko pogratulować autorce talentu, mam nadzieję, że jeszcze długo będziemy cieszyć się przygodami nieporadnej łowczyni nagród.
Więcej recenzji na blogu
http://magiczna-czytelnia-viconii.blogspot.com/