Philippa Gregory to autorka, która towarzyszy mi prawie od samego początku bloga i właściwie to prawie nie ma miesiąca bez nowego tytułu jej autorstwa na mojej półce. Pisarka wręcz w rekordowym tempie tworzy coraz to ciekawsze historie jednocześnie bazując, bardzo szczegółowo, na prawdziwych faktach. Dzięki niej jestem już prawie specjalistką od sporego kawałka historii, zwłaszcza tej za panowania dynastii Tudorów. Jednak Gregory sięga o wiele dalej, a nawet wcześniej. Tym razem przenosimy się w czasie o mały fragment sprzed panowania Tudorów. Znając już trochę, przynajmniej z moim recenzji, historię tej dosyć krwawej rodzinki, a zwłaszcza Henryka, można by się spodziewać, że będzie trochę spokojniej. Nic bardziej mylnego! Im dłużej zaczytuję się w twórczości autorki, tym pewniejsza jestem, że chyba nie byłoby pomyłką stwierdzenie, że dawniej było dużo bardziej niebezpiecznie ale i jednocześnie rozrywkowo, niż dzisiaj.
"Biała królowa" zapoczątkowuje Angielską Wojnę Dwu Róż. To czasy bratobójczych walk, rozlewów krwi i sporów. Dwie zwaśnione strony to wielkie rody Yorków i Lancasterów. Historia rozpoczyna się pozornie romantycznie i sielankowo, król Edward IV York zakochuje się w Elżbiecie Woodville, wdowie. Potajemnie biorą ślub, lecz nie udaje się utrzymać tego w sekrecie, a szczęście rodzinne znika w ferworze walk o władzę i tron. Jak się okazuje, głównym wrogiem związku pary jest matka Edwarda. Jednak nie chodzi tu już tylko o złość matki za skrywanie tak ważnej informacji. Ślub okazuje się być początkiem jednego z najgorszych okresów w historii tej rodziny. Obrażony i zbulwersowany samowolką króla, Warwick, nadworny hrabia, w odwecie przechodzi na stronę wroga. Jedyną pociechą jest to, że przetrwała w tej wojnie miłość Elżbiety i Edwarda, która nie jest całkiem czysta, bo każde z nich ma swoje ukryte motywy i czerpie pewne profity ze związku, jednak tylko wzajemne wsparcie pozwala im wytrwać. Niestety nie można powiedzieć tego samego o dwóch synach królewskiej pary, którzy w tajemniczych okolicznościach znikają w twierdzy Tower.
Philippa kreuje swoje postaci bardzo precyzyjnie, opierając się na autentycznych charakterach, ale przede wszystkim dodaje do nich coś od siebie i chyba właśnie to pozwala wczuć się w ich sytuację i wyrobić o nich jakieś zdanie i sympatię, bierność lub niechęć w stosunku do nich. Dla mnie Elżbieta choć pozornie jest bardzo silna, uparta i wytrwała, ma w sobie coś co sprawia, że mimo wszystko wydaje się jednocześnie wrażliwa. Natomiast sam król był zbyt bezbarwny. Poznajemy go w książce dosyć dobrze, a mimo to jakoś nie potrafiłam wyrobić sobie opinii o nim. Jednak najciekawszą częścią było to, że Gregory nie tylko w przyjemny sposób przybliżyła życie tej niezwykłej rodziny, ale i podsunęła czytelnikom własną wersję wydarzeń, teorię bardzo realną, która zdecydowanie do mnie przemówiła. Choć historycy do dziś nie znajdują wiarygodnego rozwiązania odnośnie tajemniczego zniknięcia synów królowej, wersja autorki jest naprawdę przekonująca.
Cykl Tudorowski jest jedną z moich ulubionych serii wszech czasów, jednak "Biała królowa", która jest początkiem nowego cyklu, przełamała pewną ciągłość i wprowadziła trochę świeżości do tej serii, trudno mi też stwierdzić dlaczego, ale wydała mi się dużo lżejszą powieścią niż wszystkie inne, chociaż zawierała nie mniej ciężkich emocjonalnie fragmentów. Dlatego gdybym miała komuś zainteresowanemu tym cyklem książek historycznych, doradzić jedną, proponowałabym zacząć właśnie od tej.