Michelle Cohen Corasanti jest Amerykanką z żydowsko-polskimi korzeniami. Mieszkała między innymi w Hiszpanii i Egipcie. Spędziła również siedem lat w Izraelu. Obecnie wraz z rodziną mieszka w Nowym Yorku. Pochodzi z żydowskiego domu, w którym więzi z Izraelem były mocno podkreślane. Dzięki studiom na Uniwersytecie Hebrajskim otworzyły jej się oczy na nieszczęśliwy los Palestyńczyków. Kobieta ma nadzieję, iż kiedyś nastąpi pokój między Izraelem, a Palestyną. Myślę, że żaden pisarz, który nie zetknął się z opisywaną sytuacją, nie napisałby lepiej tej książki. Akcja debiutanckiej powieści Corasanti pod tytułem „Drzewo migdałowe” zaczyna się w momencie gdy życie pewnej palestyńskiej rodziny musiało zmierzyć się z trudną i bolesną zarazem sytuacją. Jedno z dzieci - mała dziewczynka o imieniu Amal została rozerwana na strzępy przez minę, na której stanęła goniąc motyla. Sytuacja ta rozegrała się na oczach jej rodziców i braci. Niebawem Palestyńczycy zostali wysiedleni, tracąc swój dom i gaj. Obok ich nowego miejsca zamieszkania znajdowało się tytułowe drzewo migdałowe, z którego Ahmad – najstarszy z dzieci, obserwował spółdzielnie rolnicze zakładane przez syjonistów masowo napływających do Palestyny podczas aliji. Patrzył na lepsze bogatsze życie. Podczas gdy jego rodzinie ledwo starczało wody do picia, tamci ludzie pływali w basenie i mieli jej pod dostatkiem. Chłopiec podczas jednej z nocy był świadkiem ważnego zdarzenia. Musiał zachować tajemnicę wyłącznie dla siebie, ponieważ jeśli spróbowałby o tym z kimś porozmawiać, jego bliscy zostaliby zabici. Sytuacja ta przyniosła za sobą poważne konsekwencje.
Czytając powieść wstrzymywałam oddech, jak gdybym tym mogła pomóc bohaterom. Moje oczy momentami stawały się wilgotne. Po przeczytaniu ostatniej strony długo myślałam o tym jak życie potrafi być niesprawiedliwie. Podczas gdy jedni mają wszystko, są bogaci, zasypiają spokojnie, nie bojąc się kolejnego dnia, inni walczą o spokój i życie rodziny. Ahmad - zaledwie dwunastoletni chłopiec nie mógł pojąć sensu wojny. Jego dzieciństwo zamiast być pełnym radości, zabawy i szczęścia, przepełnione było strachem. Bał się utraty bliskich, którzy byli dla niego ważniejsi od jego własnego życia. Ten chłopiec w jednej chwili musiał stać się głową rodziny i zaopiekować się matką oraz młodszym rodzeństwem.
Choć opowiedziana nam przez Michelle Cohen Corasanti historia jest fikcyjna to konflikt palestyńsko-żydowski w drugiej połowie XX wieku dzieje się się naprawdę. Pół wieku napięć politycznych i niechęci między Arabami, a Żydami na Bliskim Wschodzie o charakterze etnicznym, terytorialnym i religijnym. W tym czasie nasilił się brak akceptacji członków Ligii Państw Arabskich, nastąpiła okupacja brzegu Jordanu i Wzgórz Golan, powstało niezależne państwo palestyńskie, Jerozolima została podzielona na dwie stolice. Podejmowano wiele prób rozwiązania tego konfliktu. Główną była Inicjatywa Genewska. Niestety wojna trwa do dziś. Ile jeszcze ludzi musi zginąć by zapanował na świecie pokój? Nie wiem, chyba nikt nie potrafi odpowiedzieć na to pytanie.
Jestem pod wielkim wrażeniem. Książkę polecam nie tylko osobom, które lubią historię. Sama nie przepadam za taką tematyką, jednak ta powieść wciągnęła mnie bez reszty. Jest to historia o miłości, sile przyjaźni i trudach dnia codziennego. Warto przez moment zastanowić się nad nią i docenić to co się ma. Nie zaobserwowałam żadnych minusów. Ładna szata graficzna, odpowiednia liczba stron, tytuł i prosty język trafiły w mój gust. Choć czyta się ją szybko i przyjemnie, co jakiś czas trzeba zatrzymać się i przemyśleć parę kwestii. Po przeczytaniu ostatniej strony czytelnik dostrzeże powagę sytuacji. Uważam, że trzeba nagłaśniać, pisać i rozmawiać o tym co dzieje się na świecie.