Aż żal wyskakiwać

Recenzja książki Skok w dobrą książkę
„Skok w dobrą książkę” to drugi tom przygód detektywa literackiego, Thursday Next. Po uratowaniu Jane Eyre i zmianie zakończenia na takie, jakie znamy dziś, Thursday staje się sławna. OpSpece chcą to wykorzystać w celu polepszenia swego wizerunku, więc wysyłają agentkę na różne wywiady, spotkania i rozmowy.

Thursday ma jednak inne problemy – ktoś próbuje ją zabić za pomocą niezwykłych zbiegów okoliczności, a Goliath w spółce z ChronoStrażą eradykuje (ześlizguje w czasie) jej męża, Landena, który od teraz istnieje tylko w jej wspomnieniach. Co więcej, Thurs jest w ciąży i nie wie, czy to dziecko Landena, czy osiłka Milesa. Aby odzyskać męża, musi uwolnić Jack’a Schitt’a z „Kruka”. Ale jak to zrobić bez Portalu Prozy wuja Mycrofta? Jakby tego było mało, Thurs musi stawić się do sądu na własny proces, a z adwokatem rozmawia tylko w przypisach. Na proces przybywa spóźniona i w drzwiach mija się z Józefem K.

Istne szaleństwo, prawda? A to zaledwie czubek góry lodowej. Mogłoby się wydawać, że po „Porwaniu Jane E.” trudno będzie Fforde’owi wymyślić coś nowego, równie zabawnego i zaskakującego. Zadanie to zostało jednak wykonane z istną wirtuozerią i „Skok w dobrą książkę” to naprawdę… skok w dobrą książkę.

Oprócz świata, w którym żyje Thursday (gdzie m.in. „Kardenio” został odnaleziony, neandertalczycy zostali przwróceni do życia, a w Fort Knox przechowywane są nacenniejsze dzieła literatury), Fforde część akcji umieścił w… świecie fikcji. Jurisfikcja znajduje się w Wielkiej Bibliotece, w której znajdują się wszystkie książki, nawet te nienapisane. Zadaniem tej organizacji jest troska o literaturę – ochrona przed gramasożytami, które zjadają słowa, Bowdlerystami, którzy chcą zlikwodować wszelkie obsceniczne i rubaszne sceny z książkowych kart, a także znajdowanie bezpiecznych przejść między książkami, co jest bardzo niebezpieczne… Ambrose Bierce [1] „zapuścił się – samotnie! – w […] krótkie opowiadanie Poego […]. Szukał tylnego wejścia do poezji Poego. Wiemy, że można przejść z Pana Jakmutam do Czarnego kota przez chwiejny czasownik w trzecim akapicie […]. Nigdy więcej nie usłyszeliśmy o nim. Poszło za nim dwóch kolegów. Jeden się udusił, a drugo, no cóż, biedny Ahab całkiem zwariował. Po powrocie ciągle myślał, że goni go biały wieloryb. Podejrzewamy, że Ambrose został zamurowany z baryłką amontillado albo spłonął żywcem, albo stało mu się coś równie strasznego.” [2]

W powieści aż skrzy się od humoru, nie sposób pozbyć się chichotu czytając niektóre fragmenty.

„– Jesteś kotem z Cheshire, prawda? – zapytałam.

- Byłem kotem z Cheshire – powiedział, spoważniawszy nieco. – Ale przesunęli granice administracyjne i formalnie jestem teraz Kotem z Autonomicznej Gminy Warrington, co już nie brzmi tak samo.”
[3]

Oprócz Kota z Cheshire czy też Autonomicznej Gminy Warrington, Thursday spotyka jeszcze inne książkowe postaci, które poza odegraniem swojej roli w powieści, żyją własnymi sprawami i mają swoje zmartwienia. Odyseusz zostaje oskarżony o spowodowanie uszczerbku na zdrowiu cyklopa Polifema, Heathfcliff robi nieoczekiwaną karierę w Hollywood pod pseudonimem Buck Stallion [z ang. ogier, przyp. L.] a panna Havisham z „Wielkich nadziei” prowadząca ciągłe wojny z Królową Kier z „Alicji w Krainie Czarów” zostaje nauczycielką Thursday, czyta „National Geographic”, słucha walkmana Sony, chodzi w adidasach i prowadzi Bugatti z raczej niewielką troską o przepisy drogowe.

W Norland z „Rozważnej i romantycznej”, Marianna prosi Next o drobną przysługę:

„- Proszę, wybacz mi moją impertynencję, ale czy mogłabyś przynieść mi coś, kiedy wpadniesz tu następnym razem? […] Mintolasy. Po prostu uwielbiam mintolasy. Oczywiście wiesz, co to jest? Podobne do dropsów, tylko miętowe. I gdyby nie sprawiło ci to kłopotu, dwie pary nylonowych rajstop i kilka baterii paluszków, na przykład z tuzin […]. Eleonora nienawidzi, kiedy proszę obcych o przysługę, ale przypadkiem wiem, że żywi nieodparty pociąg do nutelli – i jeszcze odrobinę prawdziwej kawy dla mamy.” [4]

Przy „Skoku w dobrą książkę” dobra zabawa jest gwarantowana. Fforde nadal bawi się aluzjami literackimi, udowadniając swoimi niesamowitymi pomysłami nieograniczoną siłę wyobraźni. Mnogość wątków, humor, zwroty akcji i obrazowy język (wystarczy wyobrazić sobie XIX wieczną starą pannę w podartej i wypłowiałej sukni ślubnej prowadzącą w szaleńczym tempie Bugatti lub walczącą na wyprzedaży o zestaw książek niejakiej Daphne Farquitt) stanowią o niewątpliwej wartości tej książki. Doskonała rozrywka dla moli książkowych.

—-

[1] Ambrose Bierce – amerykański dziennikarz i pisarz, zaliczany obecnie do prekursorów literatury grozy, przyp. L.

[2] Jasper Fforde, „Skok w dobrą książkę”, tłum. Marzena Chrobak, wyd. Znak 2005, s. 195.

[3] Tamże, s. 190.

[4] Tamże, s. 293.
Dodał:
Dodano: 07 IX 2009 (ponad 15 lat temu)
Komentarzy: 1
Odsłon: 773
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Dodano: 08 IX 2009, 11:57:05 (ponad 15 lat temu)
0 0
mam prośbę, dodawajcie swoje recenzje też na http://www.jogle.pl/

Autor recenzji

Imię: Laura
Wiek: 38 lat
Z nami od: 04 III 2009

Recenzowana książka

Skok w dobrą książkę



Czy można zginąć od zbiegu okoliczności? Właśnie coś takiego grozi Thursday Next. Po zlikwidowaniu jednego z najgroźniejszych przestępców świata nie ma czasu pławić się w sławie i życiu rodzinnym, bo na każdym kroku przytrafia jej się coś dziwnego. Śmiertelnie dziwnego. Na przykład na pikniku z nieba spada samochód. Do tego szantazuje ją wszechwładna Goliath Corporation, Thursday musi więc nauczyć...

Ocena czytelników: 5.5 (głosów: 2)
Autor recenzji ocenił książkę na: 6.0