Młodziutki Ahmad to Pakistańczyk, który przez całe życie zmaga się z rzeczywistością wojenną. Izraelczycy na jego oczach walczą z Arabami, żywiąc do siebie nienawiść, której on nie potrafi zrozumieć. Mimo ogromnych talentów, bohater dorasta w środowisku, które nie daje mu żadnych szans na samorealizację – dominuje w nim chroniczny strach i poczucie zagrożenia. Kładąc się spać, nie ma pewności, że rano jego dom będzie jeszcze stał, a rodzina w komplecie zasiądzie do stołu. W dniu swoich dwunastych urodzin przekonuje się na własnej skórze, jak bezlitosna potrafi być wojna – niemalże w jednej chwili ginie jego siostra, a ojciec z jego winy trafia do więzienia, z którego niewielu uchodzi z życiem, a na domiar złego, izraelskie wojska konfiskują jego dom, a cała okolica zaczyna traktować ich jak rodzinę terrorystów. Mimo nauk ojca, brat Ahmada zaczyna pałać nienawiścią nie do poskromienia. Nienawiścią, wokół której zbuduje całe swoje przyszłe życie.
Młody Pakistańczyk musi odtąd zaopiekować się bliskimi i zapewnić im byt, nie mając tak naprawdę nic. By utrzymać rodzinę, musi być ponad nienawiść, która jako naturalna mogłaby toczyć jego serce. Wie, że jego jedyna szansa na lepszą przyszłość to nauka. Z tym jednak nie jest się w stanie pogodzić jego rodzina. Ahmad, mający wsparcie jedynie w ojcu, musi podjąć decyzję – zostać w kraju bez przyszłości czy rozpocząć studia, które pozwolą zaistnieć jego geniuszowi i za parę lat zapewnić rodzinie życie, jakiego nigdy nie mogliby sobie nawet wymarzyć.
Ogromne wrażenie zrobiła na mnie ta książka. Człowiek przewraca ostatnią stronę i w jego głowie kłębią się setki myśli, zarówno o charakterze ogólnoludzkim, pytania o pochodzenie zła, o źródło konfliktów i realne szanse na ich zakończenie, aż po rozważania indywidualne: ile we mnie siły do walki o lepszą przyszłość, co mnie zniechęca, dlaczego nie daję z siebie wszystkiego, nie wykorzystuję talentów, nie potrafię uwierzyć w swoje możliwości i zawalczyć o świat, jaki chciałbym oglądać. Nierzadko gorzkie refleksje mogą sprowokować do konkretnych działań, bowiem książka ta pokazuje, że kropla drąży skałę, że każdy, nawet najmniejszy wkład nie będzie zmarnowany, że każda myśl przełożona na czyn ma szansę na konkretne zmienianie rzeczywistości, żee przemiany i wiedza są ponad podziałami, ponad wyznaniami, ponad konfliktami, ponad narodami – wystarczy wiara w siebie, upór i cel i motywacja tak silne i skonkretyzowane, że nie pozwolą nam zaprzestać wysiłku nawet w sytuacjach wyglądających na bezsensowne. To książka o wielkiej mądrości, ucząca tolerancji, ale też pokazująca bezsens wojen i naszą niewiedzę o tym, co dzieje się naprawdę i jak dalekie jest to od przekazów medialnych. Mocna powieść, której nie sposób traktować jak kolejnej powiastki niosącej nadzieję. Ta książka jednocześnie nadzieję niesie i jej pozbawia, pokazuje ofiary, które musimy ponieść, by coś osiągnąć. Wskazuje, że to co wielkie w oczach świata, nie zawsze znajdzie uznanie w oczach bliskich, lecz nie należy się tym przejmować bardziej niż to konieczne. Świat będzie próbował łamać nasze dusze, pozbawiać je życia, a my nie możemy się poddać. Musimy walczyć bez względu na wszystko.
Przejmująca lektura, pełna obrazów trudnych, widm wojny, zmasakrowanych ciał i skrajnej biedy. Konflikt jest tutaj jedynie tłem do pokazania tego, jak wielką moc kryje w sobie człowiek. Krew, łzy, mieszają się na kartach tej powieści z bogactwem natury: świeżymi morelami, jabłkami, drzewami migdałowymi, wspaniałymi zapachami, które gdy już prawie wdzierają się do nosa, mieszają się ze słodkim odorem krwi, tworząc synestezyjną mieszankę nie do zignorowania. Wielka siła narracyjna, ogromna moc oddziaływania.
Choć należę do osób zupełnie polityką nie zainteresowanych, po lekturze tej książki w jednej chwili sytuacja ta odwróciła się – i chociażby miał to być efekt tylko czasowy, spełniła ona swoje zadanie.
O wielkich tekstach powinno mówić się prostymi słowami, by nie stracić dla nich czytelnika – trudno jednak rzec cokolwiek, co mogłoby dać wyraz głębi tej powieści i jej wpływowi na odbiorcę, bez popadania w pompatyczność i ogólnikowe frazy. Nie chcąc uronić nic z jej wartości, należałoby milczeć i tym milczeniem zyskać jej posłuch. Cisza po zakończonej lekturze dudni bowiem w uszach i każe odwoływać się do emfatycznych porównań niemal bezwiednie. Niech i u was wywoła te same emocje.
Fenomenalna proza.