Zbiory opowiadań nie cieszą się dużą popularnością wśród czytelników. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest brak w tekstach spójności, ciągłości fabularnej, czy występujący bardzo zróżnicowani bohaterowie, którzy na ogół nie mają wspólnych cech. Również często się zdarza, że w takich zbiorach, autor prezentuje bardzo nierówny poziom, a to z kolei sprowadza się do bardzo szybkiego zapomnienia o czytanym tekście i zniechęcenia odbiorcy. Zatem jak poradziła sobie Alice Munro, kanadyjska zdobywczyni nagrody Nobla, okrzyknięta mianem kanadyjskiego Czechowa, w swoim debiucie literackim?
Alice Munro to urodzona w 1931 roku w Wingham (prowincja Ontario) kanadyjska pisarka głównie opowiadań. Uważana za jedną z najznamienitszych, żyjących pisarek, krótkich form literackich. Debiutem jej jest "Taniec szczęśliwych cieni", który ukazał się w Polsce w 2013 roku za pośrednictwem Wydawnictwa Literackiego.
"Taniec szczęśliwych cieni" to zbiór piętnastu opowiadań, gdzie autorka niespiesznie prowadzi czytelnika przez prowincjonalne miasteczka, gdzie bohaterami są zwyczajni ludzie, którzy borykają się na co dzień z problemami życiowymi, czy też celebrują chwile szczęścia, by za chwilę musieć podjąć trudne decyzje, o których słuszności nie są przekonani. Munro przedstawia dwa światy: kobiet, tych już dorosłych, jak i nastoletnich oraz mężczyzn. Tym samym wyraźnie stara się pokazać różnice, jakie występują między nimi. Opowiadania w moim odczuciu są spójne, ale na pierwszy rzut oka, wydaje się, że nie mają wspólnego mianownika. Jednak, gdy czytelnik zagłębi się w treść może odnieść wrażenie złudzenia i po głębszej analizie dostrzeże łączące spoiwo.
Powyższy zbiór prezentuje się dość równo, jak na całkiem sporą liczbę opowiadań. Talent pisarki polega na tym, że pisze o rzeczach prostych, obrazowo, barwnie, kwieciście, momentami nawet poetycko. Ponadto wszystkie szczegóły zostały dopracowane w najmniejszych detalach. Wymienione elementy nasuwają tylko jeden wniosek, iż Alice Munro jest doskonałym obserwatorem, dotyczy to zarówno sytuacji życiowych, jak ludzi i ich zachowań.
"Taniec szczęśliwych dni" to nie jest lektura na jeden raz, każde opowiadanie trzeba sobie przeanalizować, dokładnie przemyśleć i dać porwać się zadumie, by dostrzec głębię, jaka skrywa się pod słowami. Munro potrafi czytelnika zahipnotyzować. Twierdzę tak, dlatego, iż łatwo jest zagubić poczucie czasu. W takim sensie, że chwilami nie wiedziałam, czy akcja toczy się w czasie teraźniejszym, czy przeniosła się o stulecie wstecz. Z opowiadaniami miałam już różne doświadczenie, zarówno dobre, jak i te gorsze. "Taniec szczęśliwych cieni" zdecydowanie zaliczę to najlepszego zbioru jaki miałam przyjemność przeczytać. Brak dynamiczności, czy brawury zastępuje (zresztą doskonale) nutka magii, proza życia codziennego, a także zatrzymanie w czasie.
Opowiadania nie należą do moich ulubionych form literackich, jednak za sprawą powyższego zbioru czuje się bardziej przekonana, nieco śmielsza, by zdecydować się na kolejne doświadczenie z tymże gatunkiem. Polecam tą niezwykłą podróż literacką.
Recenzja pochodzi z mojego bloga:
http://ksiazkowa-fantazja.blogspot.com/2014/06/taniec-szczes...