Co jakiś czas mam przyjemność recenzować i przede wszystkim czytać wspomnienia i autobiografie muzyczne. Przeważnie dotyczą one wokalistów, których znam ze słyszenia ale nigdy nie zapoznałam się z ich muzyką. Często też po lekturze od razu wchodzę na muzyczne portale i przesłuchuję parę piosenek. Tak było między innymi z zespołem Kings of Leon, których co prawda nie lubię jakoś szczególnie, ale parę ich piosenek zapisałam do swojej listy ulubionych.
Dzisiaj jednak wspomnienia nie będą dotyczyć jednej osoby, a całego nurtu Big Beat'owego. Był on niezwykle popularny dawniej, dziś już zapomniany, chociaż wielu nowych artystów jak np. Ania Rusowicz, stara się z powrotem przyciągnąć do niego słuchaczy. Ta muzyka jest przede wszystkim do tańczenia, radości, a teksty są zawsze "o czymś". To chyba najważniejsze zwłaszcza w dobie muzyki, która nie ma żadnego przekazu, a kulturalne i życiowe teksty są rzadkością. Tak jest niestety dzisiaj, tym przyjemniej jest wrócić do dawnych czasów.
Chociaż nie było mnie jeszcze na świecie kiedy muzyka Big Beat'owa powoli wchodziła do rozgłośni radiowych, a następnie wręcz zawojowała Polskę, to jednak parę nazwisk z książki znam choćby ze słyszenia. Ewa Demarczyk, Czerwono-Czarni, Ada Rusowicz, Czerwone gitary, Skaldowie czy Alibabki to zespoły kojarzone do dzisiaj nawet przez młodszych słuchaczy. Ich przeboje nadal puszczane są w stacjach radiowych i telewizji, powstają coraz to nowsze wykonania ich hitów, poświęca się też im koncerty, recitale i festiwale. W książce w ich świat sceniczny i życie zakulisowe stara się wkroczyć Marek Karewicz, skrzętnie opowiadając i snując historię Marcinowi Jacobsonowi. Karewicz to jeden z najlepszych na świecie fotografików muzycznych, dj, konferansjer i stały bywalec wszelkich imprez muzycznych. Przyznaje, że Big Beat'u nie lubił, co nie odbiera mu ogromnej fachowej wiedzy z tego gatunku. Marcin Jacobson z kolei jest menadżerem muzycznym, animatorem i jak się okazuje świetnym pisarzem. Wspaniale spisał wszystkie anegdoty i te nieco poważniejsze wspomnienia sprawiając, że choć jestem już z innej muzycznie epoki, tamten dawny świat wchłonął mnie od pierwszej strony, miałam ochotę zapoznać się ze wszystkimi przytaczanymi utworami i wokalistami. Myślę, że to chyba najlepszy z możliwych komplementów.
"Karewicz Big Beat" to książka unikatowa. Dziennik, wspomnienia, biografia, reportaż i album w jednym. W środku aż roi się od zdjęć często nie publikowanych wcześniej. Od razu czuje się atmosferę tamtej muzyki, stylu życia. To zabawna i przyjemna zarówno dla oka jak i duszy próba powrotu do tego co było, według mnie bardzo udana. Zdecydowanie polecam wszystkim z "tamtego pokolenia", ale i fascynatom muzyki i ciekawskim bo naprawdę można zatracić się w tej lekturze na całe godziny.