Baśnie były ze mną od samego początku, dokładnie od momentu, kiedy rodzice zaczęli mi czytać je do snu. Skończyło się na tym, że wszyscy spali, a ja opowiadałam to, co zapamiętałam przez te wszystkie wieczory. Ten sentyment pozostał mi do dzisiaj i to głównie dlatego sięgnęłam po tę książkę.
Na świecie powstało nowe państwo, zwane Ileą. Wewnątrz społeczeństwo zostało podzielone na kasty, oznaczające warstwy społeczne. Bycie Jedynką oznacza przynależność do rodziny królewskiej, a przynależność do Siódemek jest równoważne z niebytem dla innych, bogatszych. America Singer należy do kasty Piątek, czyli artystów. Każdy w jej rodzinie ma pewien talent, dzięki któremu zarabia, bądź będzie mógł zarabiać na utrzymanie reszty rodziny. Jednak dla Ami podział na biednych i bogatych nie ma znaczenia, ponieważ zakochała się w Aspenia, Szóstce. Wie, że ich związek nie spodobał by się jej rodzicom, więc ukrywają swoje uczucie w tajemnicy. Jedna przychodzi okres eliminacji do konkursu na przyszłą żonę księcia Maxona, a America namówiona przez rodzinę i swojego ukochanego, zgłasza się. Czy uda jej się dostać do grupy trzydziestu pięciu dziewcząt i pojechać na zamek królewski?
Nigdy bym nie sądziła, iż książka będąca stricte skierowana do młodzieży, może wzbudzić we mnie takie emocje. Jeżeli ktoś myśli, że będzie potrafił oderwać się od książki, aby się pouczyć, wyjść na spacer czy na siłownię - to się przeliczył w swoich kalkulacjach. Sama jak zaczęłam, to oderwałam się dopiero po epilogu, a kolejną rzeczą jaką zrobiłam to poszukanie daty polskiej premiery części kolejnej! Dobra, ten fragment nie ma związku z recenzją, gdyż do tej pory oprócz konkretów dostajecie same peany. Do rzeczy.
Fabuła nie tylko wciąga, ale przede wszystkim jest wartka, a dodatkowo wszystkie wątki są spójne, uzupełniające się i logiczne. Kiedy zaczęłam czytać obawiałam się, że nic nie będzie do siebie pasowało, wiele elementów nie będzie się ze sobą pokrywało. Czegoś zabraknie. Okazuje się, że jeżeli chodzi o spójność to Cass wykazała się doskonałą umiejętnością łączenia wszystkich wątków. Podobnie mogłabym powiedzieć o języku, który zazwyczaj razi w powieściach młodzieżowych. Często miałam wrażenie w innych książkach, że pisarze robią z młodych czytelników prawie analfabetów, do których można dotrzeć monosylabami, banalnymi zdaniami, itd. Tutaj znalazłam coś, co pozwoliło mi skupić się nie tylko na fabule, ale również na słownictwie, co odgrywa bardzo istotną rolę w literaturze.
Jednak oprócz zachwalania, znalazłam również dwa mankamenty, niestety, niszczące moją wizję książki doskonałej. Po pierwsze, wszystkie wydarzenia są bardzo, ale to bardzo przewidywalne. Wiedząc jaki tytuł nosi drugi tom, wiedziałam jak skończy się ta część, więc czerpałam jedynie radość z tego, co znalazłam po środku. Myślę, że nawet wiedząc jak to jest z dzisiejszym światem wydawniczym i chęcią pisania całych serii przez autorów, trudno nie domyślić się, co będzie dalej, jeszcze zanim przeczyta się pierwszy rozdział.
Po drugie, bohaterowie może i nie są stereotypowi, jednak nie zaskakują niczym nowym. Największym rozczarowaniem w całej serii było stworzenie kolejnego trójkąta miłosnego. Lubiłam Aspena, ale jego zmienność charakteru i postanowień momentami doprowadzała mnie do szału, przez co doszłam do wniosku, że i on, i momentami America są bardzo niedojrzali. Aczkolwiek sama America broni się tym, że nie jest kolejną naiwną dziewczyną, marzącą o czymś, czego nigdy nie dostanie. Za to duży plus.
Podsumowując, (nareszcie!) Rywalki to książka, którą warto przeczytać, ponieważ nie wątpię, że wzbudzi ona zainteresowanie większości z was. Jednak należy pamiętać, że nie jest to literatura górnych lotów, nie jest to literatura płytka i kompletnie pozbawiona polotu. Jednak polecam, sama do niej wrócę jeszcze przed przeczytaniem drugiego tomu (który już zamówiłam!), myślę, że spędzicie przy tej książce miło czas.