Co wpływa na to kim się stajemy? Jakie cechy dziedziczymy, a co nabywamy w przyszłości? Często zadaję sobie te pytania patrząc na moje dzieci. Zauważam u nich cechy, jakich nie posiadam ja ani mój mąż Czy odziedziczyli je po dalszych pokoleniach? Czy też te trudne do wykorzenienia nawyki nabyli w drodze własnej ewolucji? Podobne myśli krążyły mi po głowie, gdy czytałam „Dom nad jeziorem smutku” Marilynne Robinson.
Nad rodziną Ruth i Lucille ciąży fatum. Unosi się ono jak mgła nad pobliskim jeziorem. Tak jakby czaiło się tam zło, które zaszczepia w sercach trudny do opisania niepokój. Ów stan ducha pozostaje już na zawsze, nawet gdy wiedziony chęcią ucieczki człowiek pozostawia jezioro setki kilometrów za sobą.
Dziadek dziewczynek zginął w katastrofie pociągu, który spoczął na dnie jeziora. Babcia nigdy nie pogodziła się z jego nagłym odejściem. Wychowywała samotnie córki drżąc o ich los. Jednak tragedia odcisnęła na nich swe piętno. Matka Ruth i Lucille również ginie w odmętach wody, a osierocone dziewczynki przechodzą z rąk do rąk. Ostatecznie trafiają pod opiekę ekscentrycznej ciotki Sylvie. Jednak czy jest to dla nich dobre rozwiązanie?
Kiedy zobaczyłam „Dom nad jeziorem smutku” w zapowiedziach Wydawnictwa M, od razu wiedziałam, że muszę tę książkę przeczytać. Sam tytuł przyciągał mnie jak magnes. Treść być może nie powaliła mnie na kolana, ale z pewnością zrobiła wrażenie. Nie jest to książka, którą czyta się jednym tchem. Aby dobrze odebrać fabułę trzeba mieć odpowiedni nastrój, wyciszyć się i odgrodzić od świata zewnętrznego. Dlaczego? Nie jest to książka łatwa w odbiorze. Delikatny, pełen refleksji język wymaga od czytelnika pełnego skupienia. Autorka subtelnie łącząc słowa skupia się głownie na uczuciach bohaterek. Historia opowiedziana została z perspektywy dziecka, co sprawia, że momentami jest chaotyczna i trudna w odbiorze. Dzieci inaczej postrzegają świat dlatego tragiczne wydarzenia zostały w tej książce potraktowane z pewną lekkością. Tak jakby zupełnie nie wiązało się z nimi cierpienie i lęk o przyszłość. Choć bezsprzecznie wydarzenia te pozostawiły trwały ślad w psychice wszystkich członków rodziny. Ruth i Lucille łączyła bardzo silna więź. W końcu tak naprawdę miały tylko siebie. Obecność siostry była jedynym pewnikiem w ich życiu. Z czasem jednak ich drogi zaczęły się rozchodzić. Lucille za wszelką cenę pragnęła normalności, akceptacji, chciała być taka jak inni. Wstydziła się ekscentrycznej ciotki i coraz bardziej upodabniającej się do niej siostry.
„Dom nad jeziorem smutku” to pełna dramatyzmu historia dwójki dzieci żyjących z piętnem tragedii i odmienności. To książka, o której trudno pisać. Trzeba ją po prostu przeczytać.
Recenzja pochodzi z mojego bloga
http://sladami-ksiazki.blogspot.com/