Jest to czwarta i ostatnia z książek opisujących przygody Kesley i jej dwóch tygrysów. Przyznam szczerze, że zakochałam się w tej serii od pierwszego rozdziału Klątwy Tygrysa. Można by pomyśleć, że temat oklepany, zwykła dziewczyna i jakiś super przystojny chłopak, w dodatku obcokrajowiec. Musi się skończyć dobrze i słodko. I tutaj można się pomylić. Może i główna bohaterka nie jest idealna, ale nie jest też zupełnie do niczego.Bardzo podobały mi się piękne opisy autorki, mogłam się poczuć jakbym tam była i wszystko widziała, czuła i przeżywała. Zupełnie jak bohaterowie. Były momenty w których łza w oku mi się zakręciła, ale również takie, gdzie śmiałam się czytając, a ludzie w około się dziwnie na mnie patrzyli, gdy wybuchałam głośnym śmiechem. Przyznam, że wiele razy zostałam zaskoczona, a to jest przede wszystkim najważniejsze, żeby książka nie była przewidywalna. Już w pierwszej części byłam ciekawa jak cała historia tygrysów się potoczy, co się stanie na końcu i przede wszystkim, dlaczego są tygrysami. Zastanawiało mnie również to co się stanie z Kishanem i Renem. Przyznam, że zostałam zaskoczona i bardzo mi się to spodobało. Historia nie jest taka jak wszystkie inne. Wyróżnia się, a najpiękniejsze w niej jest to, że ukazuje prawdziwą miłość, lojalność oraz niespodziewane zwroty akcji. Nie jeden raz z miłą chęcią będę wracać do tej serii z uśmiechem na twarzy. Jest ciekawa i pełna przygód, polecam każdemu, kto lubi wciągnąć się w zupełnie inny świat.