Charles Martin to autor, którego nazwisko jest już dla mnie marką samą w sobie i widząc je na okładce mogę w ciemno, bez czytania opisu sięgnąć po książkę wiedząc, że na sto procent będzie to lektura udana i przyjemna. To naprawdę duży komfort mieć taką listę sprawdzonych autorów, kiedy ma się ochotę szybko sięgnąć po coś lżejszego.
"Umarli nie tańczą" to pierwszy tom historii Maggie. Kobieta wraz z mężem Dylanem mieszka na małej farmie na południu Karoliny. Mimo wielu lat stażu małżeńskiego, do tej pory jakoś nie doczekali się dziecka, jednak wkrótce ma się to zmienić. Kiedy już wszystko idzie dobrze i wydaje się, że może być tylko lepiej, długo oczekiwany synek rodzi się martwy. Jednak los nie szczędzi cierpień i Maggie zapada w śpiączkę. Dylan jest u kresu załamania. Ogarnia go rozpacz i przygnębienie. Nie mogąc pogodzić się ze śmiercią dziecka musi stawić czoła teraźniejszości i walczyć o wciąż żywą żonę. Jego serce jest rozdarte między smutkiem a nadzieją. Powoli zatraca się w żalu i złości jakie kieruje ku losowi, ogarnia go fala złości i niemoc. Jednak zawsze, choćby w najczarniejszych momentach życia jest nadzieja i szansa na odwrócenie złego losu. Po każdej burzy nadchodzi nowy dzień pełen nadziei, czy jednak da się podnieść z dna nie mając już sił i motywacji?
Charles Martin jak zwykle postawił na emocje i kolejny raz mu się udało. "Umarli nie tańczą" to wręcz bomba emocjonalna, przy której po prostu trzeba się wzruszyć, wściec, napełnić smutkiem, żalem i przeżywać wszystko wraz z Dylanem. Pisarz umiejętnie rozpisał bohaterów na początku książki, tworząc więź między nimi i czytelnikami, przez co później przeżywa się ich uczucia i sytuację jak swoją własną. Oprócz wątku Dylana i Maggie, Martin ukazał także historie dwóch innych, młodych dziewczyn, które także muszą zmierzyć się z macierzyństwem. Niezwykle wstrząsające jest to, w jaki sposób wszystkie postaci próbują przetrwać, każdy na swój sposób, znaleźć sens życia, spróbować ułożyć wszystko na nowo. Każdy z nich pragnie żyć szczęśliwie, ale jednocześnie wszystkich łączy strach, zagubienie i cierpienie.
Trudno mi opisać i podsumować książkę inaczej, niż w pozytywnym świetle. Jak zwykle mistrzowski styl pisania Charlesa Martina, w połączeniu z jego specyficznym, prostym i bogatym językiem i niebanalną, oraz jak zwykle dopracowaną w każdym calu historią, tworzą razem przepiękną opowieść o sile miłości i woli przetrwania. Za każdym razem kiedy sięgam po książkę tego pisarza, mam wrażenie, że musiał on spędzić mnóstwo czasu na zdobywaniu informacji, przygotowywaniu materiałów pod książkę, bo każdy detal od medycznych zagadnień po odczucia kobiet w ciąży były bardzo realistyczne i zgodne z prawdziwym życiem. By nie zachwalić za bardzo mogę jedynie polecić zapoznać się z tym tytułem, naprawdę jest tego wart.